Zamiast tego stosowały ujemne stawki depozytów dla firm lub prowizje od dużych sald. Jednak pandemia zmieniła sytuację, bo z jednej strony zaczęło przybywać klientom dużo gotówki po uruchomieniu rządowych programów antykryzysowych, a z drugiej popyt na kredyt zmalał. W efekcie nadpłynność sektora jeszcze urosła. Bloomberg donosi, że w Danii w IV kwartale największe banki pobierały opłaty lub wprowadzały ujemne oprocentowanie od depozytów klientów detalicznych o wartości co najmniej 16 tys. USD. To zdaniem ekspertów największe przetransferowanie polityki ujemnych stóp banków centralnych na przeciętnych klientów poprzez instytucje komercyjne.
– Mamy 4,9 mld USD nadwyżki depozytów, nie możemy sobie pozwolić, aby nie pobierać opłat od tych środków – mówi Karen Frosig, prezes duńskiego Sydbanku. Dodaje, że ruch ten nie jest już głośno komentowany przez klientów, co jest pozytywne dla branży obawiającej się nadmiernego odpływu depozytów. Dania o dwa lata dłużej niż w strefie euro, czyli od połowy 2012 r., ma ujemne stopy procentowe i pierwsze opłaty od dużych depozytów firm banki wprowadzały od 2015 r. Teraz wszyscy duzi kredytodawcy w tym kraju obciążają klientów firmowych i detalicznych opłatami od depozytów. Przedstawiciele duńskiego banku centralnego nie krytykują tego podejścia, niektórzy wręcz wskazują, że wzmacnia ono jego politykę pieniężną. Wprawdzie z jednej strony Duńczycy tracą na depozytach, ale z drugiej zyskują na rekordowo niskim koszcie kredytów – niedawno w tym kraju Nordea zaoferowała 20-letnią hipotekę o zerowym oprocentowaniu.
Opłaty od depozytów klientów fizycznych są już od 2020 r. w Niemczech, według „Wall Street Journal" już 237 banków w tym kraju ma taką pozycję w cennikach. Jeszcze rok temu było to zaledwie 57 instytucji. W 2020 r. na taki krok zdecydowały się m.in. Deutsche Bank i Commerzbank. Ujemnie oprocentowane są depozyty powyżej pewnej kwoty, wynoszącej od 25 tys. do 100 tys. euro. MR