Amerykański indeks S&P 500 imponuje konsekwentnym biciem rekordów. A przez rekordowe rozumieć tu można nie tylko najwyższe w historii wartości, ale też np. tempo, w jakim benchmark podwoił swą wartość od dna krachu (pobity został poprzedni rekord, z okresu po globalnym kryzysie finansowym). Warto przy tym wspomnieć, że po kolejne rekordy sięgnął w ostatnim tygodniu również rodzimy WIG.
Wszystko to bez wątpienia cieszy, a nowe maksima postrzegać można pozytywnie. Nie bez przyczyny akcje stanowić powinny jeden z filarów zdywersyfikowanego portfela, o czym pisaliśmy choćby w poprzedniej analizie – właśnie w takich okresach jak obecnie tego rodzaju portfel czerpie korzyści z giełdowej hossy.
Jednocześnie jednak bardziej wnikliwy przegląd sytuacji pokazuje, że w cieniu rekordów S&P 500 czy WIG-u część monitorowanych przez nas innych ryzykownych aktywów nie odnosi wcale porównywalnych triumfów. Poddały się przedłużającej się zadyszce lub nawet korekcie spadkowej. W języku analizy technicznej oznacza to, że powstały tzw. dywergencje (rozbieżności) między tymi pozostającymi coraz bardziej w tyle aktywami a bijącym rekordy flagowym indeksem Wall Street. Prześledźmy je po kolei.
Dywergencja nr 1 – rynki wschodzące
Indeks rynków wschodzących, który począwszy od pandemicznego krachu w marcu 2020 aż do lutego br. rósł solidarnie zarówno z amerykańskim S&P 500, jak i ogólnie z bezpośrednio porównywalnym indeksem rynków rozwiniętych, od tego czasu pozostaje coraz bardziej w tyle. Kilka dni temu znalazł się nawet na poziomie najniższym od... grudnia ub.r., jednocześnie powiększając skalę przeceny od lutowego szczytu do 15 proc. (w ostatnim tygodniu zaczął odrabiać straty).