Szczególnie jaskrawym dowodem nadejścia stagflacji są konsekwencje gwałtownego wzrostu cen węgla, gazu i energii elektrycznej, które nie tylko przekładają się na presję inflacyjną, ale już ograniczają działalność wielu branż przemysłu. Zamiast wielkiej normalizacji przeżywamy chaos i rozchwianie gospodarek, co najbardziej widoczne jest w W. Brytanii. W takich warunkach trudno się dziwić, że na głównych parkietach mamy trwającą od miesiąca korektę. Jednak nowe rekordy na GPW i innych giełdach regionu sugerują, że to nie czas na bessę. Jeszcze.
Z tygodnia na tydzień rośnie liczba artykułów (od gazet po media społecznościowe), w których słowo „stagflacja" odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Zgodnie z danymi z serwisu Bloomberg we wrześniu naliczono ich już ponad cztery tysiące. W czerwcu około czterystu.
Z jednej strony inflacyjne odczyty wciąż zaskakują analityków i ekonomistów, którzy nie nadążają z podwyższaniem oczekiwań w ślad za faktycznym wzrostem cen na świecie. Z drugiej – dane pokazujące skalę wzrostu gospodarczego są coraz bardziej rozczarowujące. Po ostatnim rajdzie cen surowców energetycznych, których przełożenie na indeksy cen producentów i konsumentów jest najbardziej namacalne, coraz trudniej jest bronić tezy o przejściowym charakterze wzrostu cen. Inflacyjne konsekwencje szoków podażowych na rynku surowców czy problemów z łańcuchami dostaw może i są poza możliwością oddziaływania banków centralnych, ale ich wpływu na utrwalenie się wyższych oczekiwań inflacyjnych władze monetarne nie powinny pomijać milczeniem. Zgodnie z oficjalnym komunikatem właśnie to było głównym argumentem stojącym za ostatnią zaskakującą podwyżką stóp procentowych przez RPP.
Przez chwilę, kopiując tuż po pandemii ruchy Fedu czy ECB, mogliśmy żyć w przeświadczeniu, że naprawdę gramy w tej samej lidze, co największe banki centralne na świecie. Ostatnia gwałtowna przecena polskich obligacji skarbowych, do której przyczynili się zachodni inwestorzy obstawiający kapitulację RPP, sprawiła jednak, że nastąpiło brutalne odarcie z marzeń o pozycji na monetarnym podium. Koniec końców wciąż jesteśmy tylko jednym z rynków wschodzących i nasza polityka monetarna oraz zachowanie rynku obligacji będzie bardziej zbliżone do tego, co dzieje się w Czechach czy na Węgrzech (tam podwyżki stóp trwają już od czterech miesięcy), niż do tego, co robią Fed lub ECB.