Podczas gdy problemy z inflacją wyraźnie przerażają niektórych, utrzymujące się niskie stopy procentowe pozostawiają spragnionych zysków inwestorom niewiele opcji poza utrzymaniem wiary w akcje – analitycy nazywają taki scenariusz TINA (there is no alternative – nie ma alternatywy).
– Akcje nie mogą nadal utrzymywać się na tym tle, ale w świecie TINA zdarzały się dziwniejsze rzeczy – powiedział analityk Oanda Craig Erlam, wskazując na rosnące ceny złota i umacniającego się dolara. Te bezpieczne przystanie w świecie inflacji ponownie wzrosły w piątek – złoto o 0,2 proc. do 867,70 USD za uncję. – W potrzebie inwestorzy zwrócili się do starego przyjaciela – powiedział Erlam.
Rynki chcą zobaczyć, czy globalny zryw inflacyjny osłabnie, gdy zakłócenia w łańcuchu dostaw i podwyżki płac ulegną normalizacji, a firmy odbudują się po uderzeniu pandemii.
Tymczasem doradcy ekonomiczni prezydenta USA Joe Bidena bronili jego polityki w niedzielę w obliczu rosnącej inflacji, która według nich była globalnym problemem związanym z pandemią COVID-19, a nie wynikiem programów administracji.
Ceny konsumenckie w USA w zeszłym tygodniu odnotowały największy roczny wzrost od 31 lat, napędzany wzrostem cen benzyny i innych towarów. Republikanie wykorzystali obawy o inflację twierdząc, że wzrost odzwierciedla szeroko zakrojony program wydatków Bidena.
– Nie ma wątpliwości, że inflacja jest teraz wysoka. Wpływa na portfele Amerykanów. Wpływa na ich perspektywy – powiedział Brian Deese, dyrektor Narodowej Rady Gospodarczej Białego Domu w programie „Meet the Press" stacji NBC. – Ale ważne jest, abyśmy umieścili to w kontekście. Kiedy prezydent objął urząd, mieliśmy do czynienia z totalnym kryzysem gospodarczym – podkreślił.