Większość wtorkowej sesji na GPW upłynęła pod znakiem dalszych spadków. WIG, licząc od historycznego szczytu ustanowionego 5 listopada, stracił już prawie 8 proc. Jest to o tyle niepokojące, że w tym czasie indeksy rynków rozwiniętych lekko zyskiwały.
Odpływ kapitału do dolara
Warszawskiemu indeksowi ciążyły głównie banki, ale przecena była widoczna niemal w każdym segmencie rynku. – WIG był silniejszy od takich indeksów, jak DAX i STOXX Europe 600, zarówno we wrześniu, jak i w październiku, stąd listopadowa korekta jest naturalnym scenariuszem. Jej źródła można dopatrywać się również w IPO. Dwie duże oferty, na które zapisy rozpoczynają się jeszcze w listopadzie, mogły być katalizatorem korekty. W obecnej fazie cyklu inwestorzy są niedoważeni w gotówce, stąd pojawienie się dwóch dużych ofert pierwotnych skutkuje krótkoterminową podażą – mówi Dariusz Świniarski, zarządzający w Skarbcu TFI.
Według Kamila Hajdamowicza, zarządzającego w Vienna Life, spadki WIG mają teraz wspólny mianownik ze słabością polskich obligacji skarbowych i złotego, która obrazuje odpływ kapitału z polskiego rynku finansowego na rozwinięte. – Dotyczy to zresztą większości rynków regionu, chociaż niekoniecznie w takiej skali. Powrócił znany z ostatnich lat paradygmat, w którym zagraniczne rynki ignorują czynniki ryzyka, a nasz je absorbuje. Dodatkowo komunikacja RPP po ostatniej podwyżce odbiła się negatywnie nie tylko na złotym, ale też na kursach banków, gdzie inwestorzy nieco stracili pewność wobec skali i tempa kolejnych podwyżek stóp – dodaje Hajdamowicz.
Analitycy BM BNP Paribas Banku Polska oceniają, że skala przeceny WIG w ostatnich dniach nie jest uzasadniona napływającymi wynikami ze spółek. Dlatego także oni upatrują słabości polskiej giełdy w dewaluacji złotego i ucieczce inwestorów zagranicznych w stronę dolara. „Rynki rozwijające się w ostatnich dniach traciły globalnie, choć słabość WIG jest bardzo widoczna, co kładzie nacisk na czynniki specyficzne dla polskiej giełdy, takie jak niepewność względem polityki pieniężnej, chaotyczną komunikację NBP z rynkiem, a także napięcia polityczne w relacjach z UE" – dodają.