Można się więc natknąć w niej na słowa takie jak „wernakularny". Autor bardzo się stara, by była przystępna nawet dla „średnio kumatego" czytelnika, ale nie oszukujmy się – to praca o wyraźnie akademickim sznycie i przez to może być dla niektórych trudna w odbiorze. Autor „Kodu kapitalizmu" podejmuje w niej jednak bardzo ciekawą tematykę. Jego książka to zbiór szkiców poświęconych problematyce wszechobecności reklamy i marek we współczesnym kapitalizmie. Marcin Napiórkowski przygląda się więc m.in. fenomenowi „Gwiezdnych wojen" i „Krainy lodu". Wyjaśnia, o co tak naprawdę chodzi w wielkich widowiskach piłkarskich i zastanawia się, czy Polska potrzebuje marki. Przygląda się również patriotycznej modzie i temu, jak powstanie warszawskie stało się silnym, powszechnie rozpoznawalnym brandem. Dowodzi, że wiele naszych codziennych czynności – np. to, jak pijemy kawę – zostało ukształtowanych przez „kod kapitalizmu". Od tego „kodu" nie jesteśmy w stanie uciec. To, co wymyślili spece od reklamy, często głęboko siedzi w naszej wyobraźni. Możemy np. nie być miłośnikami piłki nożnej, ale kojarzymy, kim jest Messi. Możemy nie lubić „Gwiezdnych wojen", ale od razu rozpoznamy gadżety kojarzące się z tą sagą. Zdarza się również, że sami stajemy się nośnikami reklamowymi. (Nie tylko gdy jesteśmy celebrytami z Instagrama). Tak jak w XVIII w. snuto wizje człowieka-maszyny, tak obecnie snute są koncepcje człowieka-marki. Jak daleko się to posunie? Kapitalizm jest dużo bardziej żywotny i kreatywny, niż się wydaje jego krytykom. Przewrotnym przykładem tej kreatywności są koszulki z komunistycznym watażką Ernesto „Che" Guevarą, sprzedawane milionom ludzi na całym świecie. Ludzie ci zwykle nie mają pojęcia, że noszą T-shirt z psychopatą, który wsadzał młodych ludzi do obozów pracy za słuchanie muzyki rockowej.

Niewątpliwym plusem „Kodu kapitalizmu" jest to, że autor często sięga po przykłady z polskiej transformacji gospodarczej. Jeśli chodziliście do podstawówki w pierwszej połowie lat 90., z pewnością pamiętacie, jak dzieciaki uczyły się wówczas , że noszenie podróbek markowych ciuchów to coś obciachowego. Pamiętacie też pewnie, jak lokalny biznes próbował zarabiać na popularności „Wojowniczych żółwi ninja". Napiórkowski wyjaśnia mechanizmy, które za tym stały. Mechanizmy świadczące o naszym coraz większym integrowaniu się ze zglobalizowaną gospodarką kapitalistyczną.