Krzysztof Borowski. Po takim koszmarze rynek szybko się nie podniesie

Krzysztof Borowski, prof. SGH, był gościem Piotra Zająca w piątkowym Parkiet TV. Tematem rozmowy była fatalna sytuacja na polskim i globalnym rynkach akcji.

Publikacja: 28.02.2020 14:56

Krzysztof Borowski, prof. SGH

Krzysztof Borowski, prof. SGH

Foto: parkiet.com

Chciałbym zacząć od tego, co dzieje się z WIG20. W piątek rano spadał nawet do 1735 pkt, a wiec znalazł się najniżej od 4 lat. Mijający tydzień jest jednym z najgorszych od pierwszej połowy lat 90-tych. Liczby sugerują, że mamy do czynienia z bardzo poważną sytuacją. A jak pan sądzi?

Nie spodziewałem się, że spadki przybiorą aż tak dużą skalę. Najpierw luka bessy w poniedziałek, potem nieudane odbicie w środę i w końcu zniżka z końca tygodnia w reakcji na wyprzedaż na Wall Street. Kurs WIG20 wybił się z 1,5 rocznej konsolidacji co wraz z czarnymi korpusami dziennych świec stanowi bardzo złowieszczy układ. Na rynkach panuje strach, który w takim rozmiarze zdarza się raz na 20 lat. Na naszych oczach piszę się historia.

Niektórzy analitycy, np. z DI Xelion, sugerują, że tak jak wcześniej rynki reagowały słabo na COVID-19, tak teraz przereagowały. Czy pan się pod tym podpisuje?

Nie do końca. W styczniu doszło do lekkiego spadku i inwestorzy myśleli, że ryzyko zostało już w cenach uwzględnione. Gdy pojawiły się informacje o nowych ogniskach wirusa, okazało się, że to była tylko fala początkowa i to się składa w pewien scenariusz. Otóż teraz faktycznie mamy do czynienia z klasyczną falą paniki. Doświadczenie podpowiada, że niebawem powinna pojawić się fala korygująca B. Tak naprawdę styl odreagowania pokaże realną siłę rynku. Jeśli będzie to pułapka, co często przy falach B się zdarza, to później czeka nas fala C, która jest tą fazą rozczarowania. To bardzo pesymistyczna prognoza, ale w obecnej sytuacji zasadne jest ją uwzględniać.

Pokusiłby się pan o wskazanie docelowego poziomu spadku?

Najpierw wskazywałem, że przy 1857 pkt znajduje się silne wsparcie. Zostało bez problemu przebite, co stanowi informację o tym, że rynek jest słaby. Teraz najbliższe bariery są w okolicy dołków z 2016 r., czyli 1700-1650 pkt. Trzeba jednak pamiętać, że sytuacja jest bardzo dynamiczna i pozytywne informacje dotyczące epidemii mogą wiele zmienić. Niemniej, by mówić o poprawie sytuacji na WIG20 musi on wrócić nad 2050 pkt.

Niestety, ale paniczna wyprzedaż dotknęła także misie. W efekcie i mWIG40 i sWIG80 oddały cały dorobek jesienno-noworocznej „hossy".

Sprawdził się mój pesymistyczny scenariusz, który nakreśliłem w lutowej Loży Parkietu. Mówiłem wówczas, że te ostatnie zwyżki obu indeksów to tylko fala korekcyjna B, po której przyjedzie powrót do trendu spadkowego. To się niestety dzieje. I choć nie spodziewam się, że utrzymają się tak silne dzienne zniżki jak teraz, to jednak indeksy mogą dalej, powoli się osuwać, co będzie wyniszczające dla inwestorów. I to może trwać nawet kolejne dwa lata. Jeśli wsparcia będą pękać bez problemów, to z tym scenariuszem należy się oswoić. Wiele zależeć będzie od inwestorów instytucjonalnych. Jeśli będą redukować pozycje w misiach, to indywidualni własnymi siłami tego nie wybronią.

Czas na trudne pytanie – czy to co się dzieje, może być początkiem kolejnego kryzysu ekonomicznego?

Daleki jestem od paniki. Mam tu na myśli Wall Street. Niemniej mamy do czynienia z czarnym łabędziem i pewne analogie historyczne się nasuwają. Otóż często załamanie poprzedza silna fala spadkowa, jak ta z końca 2018 r. To jest takie strząśnięcie inwestorów. Po nim następuje odrobienie strat, nowe szczyty i dopiero przychodzi właściwie tąpnięcie, nazywane w slangu „ścianą płaczu". Tak było m. in. w 1929 r. i tak wygląda to teraz. Po owej ścianie 90 lat temu przyszła ponad 80-proc. przecena. Trudno mi sobie wyobrazić powtórkę z tej historii i nadal uważam, że to tylko korekta.

S&P500 w sześć dni stracił 12 proc. To jedna z najsilniejszych korekt w tej hossie. A mamy do czynienia z hossą rekordowo długą. Ani wojna handlowa, ani Brexit tego amerykańskiego byka nie obaliły. Może zrobi to koronawirus?

Na razie trudno jest oszacować skutki ekonomiczne epidemii. Na to musimy trochę poczekać. Nie znamy jeszcze realnego wpływu na fundamenty firm, więc tylko snujemy pewne domysły na bazie obserwacji. Pojawiają się promocje na bilety lotnicze, ludzie zaczynają rezygnować z podróżowania, w aptekach brakuje maseczek ochronnych, itp. To wszystko będzie się odbijać na poszczególnych branżach, np. turystycznej i farmaceutycznej.

Najbardziej przecenioną spółką lutego jest Rainbow Tours. Na drugim biegunie są m. in. Cormay i Harper. To pokazuje, że inwestorzy grają pod wirusa. Zastanawiam się właśnie, jaką strategię przyjąć na takie trudne czasy.

Niektóre zmiany notowań, jak te w spółkach turystycznych i farmaceutycznych, wydają się dość oczywiste. Spadek cen ropy też, bo jak przyjdzie spowolnienie, to na paliwo popyt będzie mniejszy. Trzeba jednak pamiętać, że skala wahań wskazuje na spory udział emocji w podejmowaniu decyzji, więc trzeba się liczyć z wysoką zmiennością. Dziwne jest natomiast to, że w ostatnich dniach spadły też złoto, czy bitcoin. Coraz trudniej więc znaleźć tę bezpieczną przystań.

A co giełdowymi pewniakami, jak deweloperzy i gaming, którym dostaje się teraz rykoszetem, bo przecież nie przez ich fundamenty?

Deweloperzy faktycznie mają szansę wrócić potem do trendu wzrostowego, a co producentów gier to ja uważam, że ich wyceny były zbyt napompowane, więc tu mam pewne wątpliwości, czy pozostaną pewniakiem, gdy kurz opadnie. Historia Wall Street pokazuje, że w sytuacjach kryzysowych inwestorzy uciekają do sektorów defensywnych, m. in. energetyki, żywności, itp. Więc to też jest jakiś pomysł inwestycyjny. Oczywiście śmiało można rozważać teraz pozycje krótkie w wielu segmentach, a także zwyczajne trzymanie się od akcji z daleka.

Banki centralne mogą wspomóc rynki?

Obawiam się, że przez swoją dotychczasową politykę nie mają już na zbyt wiele miejsca. Stopy procentowe są w niektórych krajach rekordowo niskie, więc po prostu nie ma czego już obniżać.

Szukam jakiejś optymistycznej puenty tej rozmowy, ale nic nie przychodzi mi do głowy...

Na rynkach zapanowała panika. Po takich fazach, tak jak po bólu, zazwyczaj przychodzi jednak okres ulgi. Niemniej, dopóki COVID-19 nie zostanie powstrzymany, dopóty na rynku będzie utrzymywać się nerwowość. W tym kontekście nie liczyłbym na rychłą zmianę trendu. Rynek po takim koszmarze szybko się nie podniesie. Możliwe jest odbicie, ale będzie mu towarzyszyć inwestycyjna niepewność. Trudno powiedzieć, jak długo taki stan się utrzyma – 6,7,9 miesięcy... Wszystko zależy od tego, jakie będą realne skutki gospodarcze. Dane będziemy poznawać z opóźnieniem i trudno oszacować, jakie one będą i jaki będą miały wpływ na poszczególne sektory gospodarki.

Inwestycje
Kamil Stolarski, Santander BM: Polskie akcje wciąż są nisko wyceniane
Inwestycje
Emil Łobodziński, BM PKO BP: Na giełdach nie dzieje się nic złego
Inwestycje
Niemiecki DAX wraca do walki o 18 000 pkt
Inwestycje
Uspokojenie nastrojów sprzyja korekcie spadkowej na rynku ropy naftowej
Inwestycje
Michał Stajniak, XTB: Kakao na ścieżce złota, szuka rekordów
Inwestycje
Łańcuch wartości i jego rola w badaniu istotności