„Wojny handlowe są dobre i łatwe do wygrania" – napisał w marcu 2018 r. na Twitterze Donald Trump. Nie był on oczywiście pierwszym prezydentem, który sięgał po podwyżki ceł. Barack Obama podnosił przecież cła na chińskie opony, a George W. Bush na stal. Nawet taki symbol neoliberalizmu jak Ronald Reagan prowadził wojnę handlową z Japonią. Trump jednak sięgał po różnego rodzaju handlowe groźby, naciski, podwyżki ceł i sankcje o wiele częściej niż jego poprzednicy.
Główna z rozpoczętych przez niego wojen handlowych – konflikt z Chinami – weszła na przełomie 2019 i 2020 r. w fazę rozejmu. W lutym oba supermocarstwa podpisały porozumienie handlowe pierwszej fazy, w którym Chiny m.in. zobowiązały się do znacznego wzrostu zakupu amerykańskich towarów i walki z kradzieżą własności intelektualnej. Wkrótce potem jednak pandemia i towarzyszący jej chaos gospodarczy stały się poważną barierą dla realizacji warunków porozumienia. Cła podwyższone w ramach wojny handlowej nadal pozostają w mocy, a konflikt amerykańsko-chiński coraz mocniej rozwija się na innych obszarach, a szczególnie technologii. Tymczasem spór celny pomiędzy USA a Unią Europejską pozostaje niejako w zawieszeniu. Skończyło się na krótkiej serii podwyżek ceł, ale nie poszły za tym żadne silniejsze ciosy. Zadziwiająco łatwo poszło za to zawarcie nowej umowy o wolnym handlu pomiędzy USA, Kanadą i Meksykiem, którą Trumpowi udało się też powiązać z kwestiami imigracji. Amerykański prezydent musi jednak czuć spory niedosyt. Okazało się bowiem, że prowadzone przez niego wojny handlowe są dalekie od Blitzkriegu.
Ulotna miara sukcesu
– Tracimy 800 mld USD rocznie na handlu z innymi krajami. To jest nie do zaakceptowania – mówił Donald Trump w 2017 r. Rok wcześniej amerykański deficyt w handlu towarami wynosił 735 mld USD. W pierwszym roku rządów Trumpa wzrósł do 792 mld USD, by w 2018 r. skoczyć do rekordowych 872 mld USD. Wraz z zaostrzaniem się wojny handlowej z Chinami spadł jednak w 2019 r. do 854 mld USD. Nieco lepiej to wygląda w handlu usługami, w którym USA zwiększyły swoją nadwyżkę z 269 mld USD w 2016 r. do 300 mld USD w 2018 r. W 2019 r. spadła ona jednak do 288 mld USD. Wielu ekonomistów widzi oczywiście korelacje między danymi o amerykańskim handlu a statystykami dotyczącymi PKB. Rosnący deficyt handlowy towarzyszył bowiem przyspieszeniu wzrostu PKB z 1,7 proc. w 2016 r. do 3 proc. w 2020 r. Gospodarka stymulowana obniżkami podatków i cięciem regulacji rosła i potrzebowała większej ilości dóbr z zagranicy.
Deficyt w handlu dobrami z Chinami, który był obsesją administracji Trumpa, wzrósł z 346 mld USD w 2016 r. do prawie 419 mld USD w 2018 r. W 2019 r., po nasileniu wojny handlowej, wyniósł już jednak 345 mld, czyli wrócił na poziom nieco wyższy niż w 2014 r. W wyniku wojny handlowej wiele spółek przenosiło fabryki z Chin do krajów o niższych kosztach działalności, takich jak Wietnam czy Meksyk. Amerykański deficyt w handlu z Wietnamem skoczył więc z 32 mld USD w 2016 r. do prawie 56 mld USD w 2019 r. Łatwo sobie wyobrazić, jak w Hanoi cieszono się z amerykańsko-chińskiej wojny handlowej. (Zwłaszcza że Wietnam obawia się chińskiego ekspansjonizmu). Deficyt w handlu z Meksykiem wzrósł natomiast z 63 mld USD w 2016 r. do 101 mld USD. Choć Trump jest często przedstawiany jako antymeksykański rasista, to jednak zrobił dużo dobrego dla gospodarki Meksyku. Można też odnotować, że na trumpowskich wojnach handlowych nie ucierpiała Polska. Import z naszego kraju do USA zwiększył się według danych amerykańskich z 5,95 mld USD w 2016 r. do 8,38 mld USD w 2019 r. Amerykański deficyt w handlu z naszym krajem powiększył się w tym czasie o ponad 100 mln USD, do 2,41 mld USD, choć Amerykanie sprzedawali nam więcej towarów – m.in. surowców energetycznych i broni.
Jak jednak wojny handlowe wpłynęły na gospodarkę USA?
– Cła przynoszą skutki w postaci przyciągania miejsc pracy w przemyśle do USA – stwierdził Robert Lighthizer, przedstawiciel handlowy USA. Mają na to wskazywać statystyki mówiące o wzroście zatrudnienia w amerykańskim przemyśle o 400 tys. osób netto między listopadem 2016 r. a marcem 2020 r. 75 proc. tego wzrostu przypadło jednak na okres do lipca 2018 r., czyli na czas, w którym amerykańsko-chińska wojna handlowa jeszcze się na dobre nie rozkręciła. Być może część z tych miejsc pracy powstała w ramach przygotowywania się producentów na wojnę handlową, ale równie dobrze mógłby być to skutek cięć podatków oraz regulacji wdrożonych przez administrację Trumpa.