Turcja sięga po sporny kawałek gazowego tortu

We wschodniej części Morza Śródziemnego toczy się spór nie tylko o złoża gazu, ale również o wiarygodność NATO i UE.

Publikacja: 28.09.2020 05:18

Turcja sięga po sporny kawałek gazowego tortu

Foto: materiały prasowe

Jedną z przyczyn załamania kursu liry tureckiej (o ponad 20 proc. od początku roku wobec dolara) jest to, że Turcja zaangażowała się w konflikt o przebieg wyłącznych stref ekonomicznych we wschodniej części Morza Śródziemnego. Stawką w nim są złoża gazu, łowiska, przebieg gazociągów i mocarstwowy prestiż. W tle jest kwestia cypryjska, wojna domowa w Libii oraz sprawa zachowania jedności NATO. Po jednej stronie w tym konflikcie stoją, obok Turcji: Turecka Republika Cypru Północnego oraz uznawany przez ONZ libijski rząd z Trypolisu (GNA), prowadzący wojnę z konkurencyjnymi władzami z Tobruku (kierowanymi przez gen. Haftara). Po drugiej stronie znalazły się: Grecja, Cypr, Egipt i wspierająca je Francja. Przeciwko sobie stanęły więc trzy kraje formalnie będące „sojusznikami" z NATO (Turcja, Grecja i Francja). Choć spór ten na szczęście jeszcze nie przybrał formy zbrojnej, to część analityków snuje wizje wojny. Państwa zaangażowane w ten konflikt prowadziły w ostatnich miesiącach demonstracyjne manewry morskie, mające zaznaczyć ich prawa do tych akwenów. – Albo zrozumieją język polityki i dyplomacji, albo doświadczą czegoś bolesnego – powiedział na początku września o greckich władzach Recep Tayyip Erdogan, prezydent Turcji.

Kilka ostatnich tygodni przyniosło jednak zmniejszenie napięcia i tureckie deklaracje o gotowości do rozmów z Grecją. – Erdogan chce Grecji przy stole rozmów, ale ona prawdopodobnie tam nie przyjdzie. Byliśmy w podobnej sytuacji co najmniej tysiąc razy od inwazji na Cypr w 1974 r. Napięcia nie przerodzą się w wojnę, a obie strony będą robiły to, do czego przywykły – uważa Atilla Yessilada, analityk z firmy badawczej GlobalSource Partners.

Linie na mapie

Przez ostatnie kilkanaście lat pod dnem wschodniej części Morza Śródziemnego odkryto wiele złóż gazu. Do największych z nich należą: leżące na południe od Cypru złoże Afrodyta (szacowane nawet na 170 mld m sześc. gazu) i złoże Lewiatan (szacowane na 450 mld m sześc. gazu i być może jeszcze 600 mln baryłek ropy), leżące na zachód od Izraela. Sięgnięcie po te podmorskie złoża jest oczywiście wielką szansą gospodarczą dla państw regionu. Izrael, Cypr i Grecja porozumiały się już co do budowy gazociągu EastMed mającego przesyłać 10 mld m sześc. gazu rocznie do Europy Południowej. Umowę w sprawie tego projektu podpisano w styczniu 2020 r. w Atenach. Problem jednak w tym, że granice morskich stref ekonomicznych państw regionu są w wielu punktach sporne.

Wyłączna strefa ekonomiczna (WSE) to akwen, na którym państwo przybrzeżne jako jedyne ma prawo do znajdujących się w nim i pod nim zasobów. Inne państwa nie mogą tam nawet prowadzić badań naukowych. To, jak są wyznaczane WSE, reguluje konwencja o prawie morza z 1982 r. I to na jej podstawie Grecja, Cypr oraz Izrael wyznaczyły swoje WSE i podzieliły się złożami gazu. Turcja nie jest jednak stroną konwencji (podobnie jak m.in. USA) i uważa, że ma prawo do o wiele większej WSE, niż wynikałoby z tego układu. W interpretacji rządu w Ankarze turecka WSE przebiega bliżej Krety i Cypru. Sprawę komplikuje również to, że swoją WSE wyznaczył również Cypr Północny. To państwo utworzone przez turecką mniejszość na Cyprze w 1974 r. (po operacji „Atilla", czyli tureckiej inwazji na Cypr, sprowokowanej przez grecką juntę wojskową), zajmujące około 36 proc. terytorium tej wyspy i uznawane jedynie przez Turcję oraz Organizację Współpracy Islamskiej. Cypr Północny nie jest oczywiście stroną konwencji o prawie morza, ale wyznaczył swoją WSE, dziwnym zbiegiem okoliczności obejmującą również obszar leżący daleko na południowy wschód od Cypru i obejmujący złoże Afrodyta. Te roszczenia są znane od lat, ale Turcja w listopadzie 2019 r. przypomniała je, zawierając z Libią umowę o rozgraniczeniu swoich WSE. Z umowy tej wynika, że nieco na południowy wschód od Krety biegnie granica między libijską a turecką WSE. Obie strefy tworzą więc pas przecinający Morze Śródziemne, który oddziela Grecję od Cypru i leży na drodze gazociągu EastMed.

Rząd turecki przyznał już spółce Turkish Petroleum koncesje na wydobycie ropy i gazu ze złóż położonych w pobliżu Rodos i Krety. W lipcu 2020 r. powiadomił, że wysyła statek badawczy Oruc Reis w pobliże greckiej wyspy Kastellorizo, by prowadził tam poszukiwania złóż. Grecka marynarka wojenna została postawiona w stan gotowości bojowej. Niemcy zaaranżowali jednak mediacje i sytuacja się uspokoiła. Nie na długo jednak, bo 6 sierpnia Grecja i Egipt ogłosiły porozumienie dotyczące rozgraniczenia swoich WSE. Oczywiście obejmowało ono akweny, do których roszczenia mają Turcja i Libia. Pięć dni później Oruc Reis płynął już pomiędzy Kretą a Cyprem, a okręty wojenne z Grecji i Turcji podążały w ślad za nim. Doszło nawet do kolizji pomiędzy turecką fregatą a greckim statkiem.

Sam układ pomiędzy Turcją a Libią wplątał w ten konflikt Egipt i Francję. Turcja podzieliła się bowiem strefami ekonomicznymi z libijskim rządem z Trypolisu, który jest jedną ze stron w wojnie domowej w Libii. Egipt wspiera konkurencyjny libijski rząd w Tobruku, kierowany przez gen. Chalifę Haftara. Francji nie podoba się natomiast to, że Turcja hojnie wspomaga swoim uzbrojeniem i najemnikami władze w Trypolisie (co ciekawe, Francja sama te władze pomogła ustanowić po obaleniu reżimu Kaddafiego w Libii). Latem wysłała więc swoją flotę na wschodnie Morze Śródziemne i przeprowadziła tam manewry wspólnie z flotą egipską. Erdogan złośliwie nazwał prezydenta Francji Emmanuela Macrona „małym Napoleonem". W sierpniu wspólnie z grecką marynarką wojenną ćwiczyli Amerykanie. Pod koniec sierpnia na Krecie wylądowały zaś cztery myśliwce F-16 ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Ta bliskowschodnia monarchia nie ma co prawda żadnych roszczeń do złóż gazowych wokół Cypru, ale chciała w ten sposób zagrać na nosie Turcji, z którą jest skonfliktowana w kwestii Libii.

W obliczu wsparcia Grecji przez inne państwa Turcy zrobili krok do tyłu. Oruc Reis wrócił do portu „na konserwację". Na południowy zachód od Cypru wciąż jednak przebywa turecki statek wiertniczy Yavuz. Grecja, Cypr i Komisja Europejska domagają się od Ankary, by również on został wycofany. Turcy twardo zapowiadają jednak, że pozostanie on tam do 12 października. NATO stara się natomiast utrzymać kanały komunikacji pomiędzy greckimi i tureckimi wojskowymi, tak by oba kraje „przypadkiem" nie rozpoczęły wojny. – Turcja ma wybór. Albo rozmawiać z Europą w sposób konstruktywny, albo kontynuować swoje jednostronne akcje i ponieść konsekwencje – zapowiedział grecki premier Kyriakos Mitsotakis.

– Nikozja zawsze była za dialogiem. By był on jednak skuteczny, musi on być oparty na prawie międzynarodowym oraz być bez żadnego szantażu i gróźb – zadeklarował Nikos Anastasiades, prezydent Cypru. Jego kraj blokuje unijne sankcje przeciwko białoruskiemu reżimowi, gdyż chce w ten sposób wymusić ostrzejsze działania UE przeciwko Turcji. Bruksela nie chce jednak działać zbyt ostro przeciwko Ankarze. Choćby z tego względu, że w ramach odpowiedzi Turcy mogą znów otworzyć drogę setkom tysięcy „uchodźców" do Europy. Komisja Europejska z pewnością nie chce, by spór o jakiś statek wiertniczy stał się kamykiem wywołującym wielką lawinę imigracyjną.

Szanse na uspokojenie sytuacji we wschodniej części Morza Śródziemnego jednak są. Erdogan rozmawiał 22 września przez telefon z Macronem. Odbył też telekonferencję z kanclerz Merkel i przewodniczącym Rady Europejskiej Charlesem Michelem. Ogłoszono po niej, że Turcja i Grecja są gotowe do „rozmów sondażowych". Erdogan zaczął zaś snuć wizję konferencji międzynarodowej poświęconej problemowi Cypru i stref ekonomicznych we wschodniej części Morza Śródziemnego.

Porozumienie między „wrogami"?

Jest też szansa na uregulowanie sporu toczonego przez wiele lat przez Izrael i Liban o granice ich WSE. Oba kraje są nadal formalnie w stanie wojny, ale od 2011 r. formalnie respektują swoją granicę lądową (która jest sporna jedynie na odcinku tzw. farm Shabaa, w pobliżu Wzgórz Golan). Problem stanowią ich granice morskie. Izrael i Liban spierają się o akwen w kształcie wydłużonego trójkąta mający 856 km kw. powierzchni. Pod dnem morskim na tym obszarze znajduje się fragment „Działki 9" stanowiącej teren, na którym mogą znajdować się złoża gazu. (Jak można się domyślać, spór o ten akwen zaostrzył się po tym, jak Izraelczycy odkryli w swojej WSE duże złoża.) W dotychczasowych negocjacjach Izrael proponował Libanowi podział spornego akwenu. Libańczycy mieliby dostać jego 58 proc., a Izraelczycy zostawiliby sobie 42 proc. Ta propozycja nie wzbudzała jednak entuzjazmu kolejnych libańskich rządów zdominowanych przez proirańską organizację terrorystyczną Hezbollah.

Jak donosi jednak izraelski serwis Debka, w ostatnich tygodniach atmosfera w negocjacjach izraelsko-libańskich wyraźnie się poprawiła. W rozmowach tych pośredniczy David Schenker, asystent sekretarza stanu USA ds. bliskowschodnich. Traktuje on tę misję jako część wysiłków administracji Trumpa mających prowadzić do normalizacji stosunków państw arabskich z Izraelem. Schenker podczas wizyt w Bejrucie zauważył, że libańscy politycy zaczęli wyrażać chęć zawarcia porozumienia z Izraelem. Nie słyszał sprzeciwów nawet od polityków Hezbollahu. Liban przeżywa bowiem ciężki kryzys gospodarczy, który w sierpniu został bardzo pogłębiony po tym, jak potężna eksplozja w magazynie saletry amonowej zdewastowała Bejrut. Władze Libanu liczą na to, że potencjalne odkrycie dużych złóż gazu w „Działce 9" pomoże podnieść gospodarkę kraju z ruin. Już przyznały więc koncesję poszukiwawczą na tym obszarze francuskiemu koncernowi Total. Barierą dla osiągnięcia porozumienia jest jednak to, że libańscy politycy mają problem ze stworzeniem rządu. Poprzedni upadł po bejruckiej eksplozji i protestach społecznych. Nowy powstaje z oporami, gdyż sunnici i chrześcijanie opierają się przed przekazaniem kilku kluczowych resortów Hezbollahowi, czyli organizacji znienawidzonej przez sporą część Libańczyków. Bez Hezbollahu nie da się jednak utworzyć tam rządu.

Gospodarka światowa
Netflix ukryje liczbę subskrybentów. Wall Street się to nie podoba
Gospodarka światowa
Iran nie ma jeszcze potencjału na prawdziwą wojnę
Gospodarka światowa
Izraelski atak odwetowy zamieszał na rynkach
Gospodarka światowa
Kiedy Indie awansują do pierwszej trójki gospodarek? Premier rozbudza apetyty
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Gospodarka światowa
Biden stawia na protekcjonizm. Chce potroić cła na chińską stal
Gospodarka światowa
Rosja/Chiny. Chińskie firmy i banki obawiają się sankcji?