Na całym świecie zaledwie 13 proc. funduszy hedgingowych zarobiło w marcu i kwietniu – wynika z danych opracowanych przez Bloomberga. Ich wspólną cechą była zdolność do zawierania transakcji na rynkach zdywersyfikowanych geograficznie i różnych klasach aktywów. Ponadto zarządzający funduszami przez 24 godziny na dobę monitorowali rozwój pandemii na świecie i dostosowywali do niej pozycje w portfelach.

Specjaliści podkreślają, że sytuacja na przełomie marca i kwietnia była trudna. W związku z początkową paniką wywołaną koronawirusem giełdy ostro zanurkowały w marcu. Wtedy wiele funduszy zajęło krótkie pozycje. Jednak w kwietniu rynki teoretycznie weszły w okres hossy, bowiem wzrosły od dołka o ponad 20 proc. Wówczas krótkie pozycje przynosiły stratę i fundusze musiały zająć długie pozycje. Ogromna zmienność i niespodziewane odbicie to główne powody, dla których funduszom nie udało się wypracować dodatniej stopy zwrotu w tych dwóch miesiącach.

Nicolas Bryon, zarządzający Atlantic Pacific Australian Equity Fund, przyznaje, że gdy doszło do załamania na rynkach, jego fundusz co godzinę analizował sytuację i wykonywał transakcje. W efekcie jego fundusz jako jeden z nielicznych w marcu i kwietniu zarobił łącznie 23,6 proc.

Ashvin Murthy, dyrektor inwestycyjny AVM Global Opportunity Fund, mówi, że pod koniec lutego rozpoczął grę na krótko na amerykańskich akcjach. Z kolei pod koniec marca, kiedy Fed ogłosił ogromne pakiety stymulacyjne, jego fundusz przetasował portfel i zainwestował w złoto i obligacje. Pozwoliło to na wypracowanie dodatniej stopy zwrotu w obu miesiącach.