O tym, że warszawska giełda ma problem ze spadającą aktywnością inwestorów, wiadomo nie od dziś. Warto jednak zauważyć, że nasz rynek znalazł się w doborowym towarzystwie. Ze spadającymi obrotami w ubiegłym roku musiała się zmierzyć większość europejskich operatorów.
Długa lista
Patrząc na najnowsze dane opublikowane przez Europejską Federację Giełd (FESE) można stwierdzić, że europejskie giełdy nie miały w ubiegłym roku łatwego życia, przynajmniej jeśli chodzi o podstawowy biznes. Większość z nich zanotowała wyraźny spadek aktywności inwestorów, a w wielu przypadkach spadek ten był nawet dwucyfrowy.
Spośród liczących się rynków największy odpływ inwestorów zanotowała giełda hiszpańska. W ubiegłym roku obroty na niej wyniosły niecałe 450 mld euro, co oznacza spadek rok do roku rzędu 18 proc. Niewiele lepiej radzili sobie inni europejscy potentaci. Na giełdzie w Londynie wartość wygenerowanych obrotów rok do roku zmniejszyła się o prawie 17 proc. Niektórym parkietom w przyciągnięciu inwestorów nie pomogły nawet zwyżki indeksów. Najlepszym przykładem jest tutaj niemiecki DAX, który w ubiegłym roku zyskał 25 proc. Nie przełożyło się to jednak na obroty. Te spadły rok do roku o prawie 13 proc. Spośród liczących się rynków wzrostem aktywności inwestorów pochwalić się może właściwie jedynie SIX Swiss Exchange. Na szwajcarskim parkiecie obroty wzrosły rok do roku o ponad 4 proc.
– Jednym z głównych powodów spadku obrotów na europejskich giełdach mogła być zmiana postrzegania tego, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych i Europie. Niedoważenia inwestorów zagranicznych, zwłaszcza amerykańskich osiągnęły kolejne rekordy, a dodatkowo pieniądze z Europy płynęły szerokim strumieniem do Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza do spółek z grupy FAANG – wskazuje Kamil Stolarski, szef działu analiz w Santander BM.
Jak się jednak okazuje na tym nie koniec. Europa musiała stawić czoła także innym wyzwaniom.