Plan był prosty: otwarte fundusze emerytalne przechodzą do historii w połowie tego roku. Zgromadzone w nich aktywa trafiają na nowe indywidualne konta emerytalne członków OFE, przy okazji zasilając budżet państwa gotówką z 15?proc. opłaty przekształceniowej, lub na ich konta w ZUS. Ale pandemia wywołana koronawirusem i związany z nią krach na giełdach przekreśliły te plany. Likwidacja OFE zostanie najpewniej odsunięta w czasie. I dziś nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle do niej dojdzie.

Z pewnością rząd nie może dziś liczyć na wspomniane 19 mld zł z opłaty przekształceniowej, bo nawet gdyby kontynuował reformę, większość członków OFE wybrałaby zapewne korzystniejsze dla nich w tej sytuacji przeniesienie oszczędności do ZUS. W takim przypadku opłaty nie ma. – Oznaczać to będzie, że jako opłata przekształceniowa do FUS wpłynie ledwie 8–10 mld zł – ocenia Antoni Kolek, ekspert emerytalny. – Co ważne, gdy określano zasady reformy, zakładano, że „do podziału" jest 160 mld zł, dzisiaj wartość aktywów OFE spadła do 112 mld zł. Wartość środków inwestowanych w ramach OFE od 1 stycznia 2020 r. spadła od 25 do 29 proc. – dodaje. Oznacza to, że oszczędności zgromadzone na rachunku przeciętnego członka OFE skurczyły się z mniej więcej 10 000 do 7000 zł.

W ocenie ekspertów w tej sytuacji wzrosło zagrożenie, że rząd sięgnie po czarny scenariusz przyszłości OFE. – Obawiam się, że w obecnej sytuacji OFE i całe zgromadzone w nich aktywa mogą się stać dla rządu łakomym kąskiem – mówi Wiesław Rozłucki, współzałożyciel i pierwszy prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie.

– W obliczu głębokiego kryzysu nie jest wykluczone, że państwo zechce przejąć 100 proc. aktywów OFE do Funduszu Rezerwy Demograficznej i zapisać ich wartość, nawet po kursie z kwietnia 2019 r., na kontach w ZUS – wtóruje mu Antoni Kolek.

Zdaniem ekspertów wszystko to są złe wieści dla giełdy, która i tak jest w bardzo trudnej sytuacji. – Za sprawą tzw. suwaka zgromadzone oszczędności będą się dalej stopniowo kurczyć. Trudno też liczyć na wypatrywany z nadzieją zastrzyk pieniędzy z PPK, których wdrożenie w średnich firmach w związku z koronawirusem też zostało odsunięte w czasie – mówi Wiesław Rozłucki.