Znaczący spadek dynamiki wzrostu inflacji w końcówce ubiegłego roku odsunął na dalszy plan obawy przed jej niekontrolowanym wzrostem. Jednym z istotnych czynników mogących oddziaływać w tym kierunku są ceny paliw. Wynika to z faktu, iż wpływ cen tej kategorii na wskaźnik inflacji jest wyższy niż bezpośredni udział całej grupy paliw w koszyku inflacyjnym, na podstawie którego Główny Urząd Statystyczny wylicza wskaźnik. W ubiegłym roku udział ten wynosił ok. 9,9 proc. Ponieważ jednak ceny paliw stanowią składową cen wielu towarów i usług, ich wpływ na inflację jest faktycznie znacznie większy.

Zmiany cen paliw na rynku krajowym są pochodną zmian cen ropy naftowej na rynkach światowych oraz kursu złotego w relacji do dolara amerykańskiego, w której to walucie dokonywane są rozliczenia w handlu ropą. Zatem już sam wzrost cen ropy przekłada się na wyższy impuls inflacyjny poprzez wzrost kosztów produkcji towarów i usług. Osłabienie złotego do dolara dodatkowo może pogłębiać ten proces. W przypadku spadku cen ropy naftowej na rynkach globalnych i wzmocnienia złotego w relacji do dolara zachodzi w gospodarce odwrotny proces, pojawia się impuls dezinflacyjny. Ceny rosną, ale w znacznie wolniejszym tempie niż we wcześniejszym okresie. W grudniu ubiegłego roku mieliśmy właśnie do czynienia z taką dezinflacją.

Ceny ropy naftowej na rynkach światowych obniżyły się średnio o ponad 20 proc. w stosunku do grudnia 2018 r., a dodatkowo złoty umocnił się o ponad 4 proc. w relacji do dolara. W efekcie cena ropy za baryłkę liczona w złotych spadła o 25 proc. Pytanie, czy te korzystne z punktu widzenia presji inflacyjnej zjawiska będą kontynuowane w bieżącym roku, co pozwoli na obniżenie obaw związanych z nadmiernym wzrostem inflacji. Zarówno prognozy OPEC, czyli Organizacji Producentów i Eksporterów Ropy Naftowej, jak i Międzynarodowej Agencji Energii, zakładają stopniową odbudowę popytu na ropę naftową w bieżącym roku. Zgodnie z prognozami Banku Światowego średnia cena ropy w 2021 r. wyniesie 44 dolary za baryłkę, wobec 43,3 w roku ubiegłym. Ostrożne szacunki dotyczące wzrostu cen wynikają w dużym stopniu z niepewności odnośnie do sytuacji pandemicznej na świecie. A obserwując tempo szczepień w styczniu, można uznać je za zasadne. Jeszcze trudniej przewidzieć przyszły kurs złotego w relacji do dolara.

Niewiadomych jest tu tak wiele, że najbardziej rozsądne wydaje się przyjęcie mediany z prognoz głównych banków inwestycyjnych. Zgodnie z nią według prognoz z końca ubiegłego roku, dostępnych na stronie agencji Bloomberg, średni kurs złotego do dolara amerykańskiego powinien wynieść 3,60. Obserwacja danych historycznych wskazuje, iż inflacja reaguje na zmiany cen ropy z dwu-, trzymiesięcznym opóźnieniem, co oznacza, że jeśli ceny ropy wyrażone w złotym spadną w styczniu, to inflacja z tego tytułu obniży się dopiero w marcu. Na podstawie takich założeń największy wpływ na inflację zmiany cen ropy powinny wywierać właśnie w marcu 2021 r., a ponieważ wpływ ten jest przesunięty o maksymalnie trzy miesiące, to jego oddziaływanie na inflację ujawni się w pełni dopiero w czerwcu. W dalszej części roku ceny ropy powinny już stopniowo oddziaływać w kierunku spadku inflacji.

Równocześnie I kwartał to okres silnego wpływu wysokiej bazy odniesienia z roku ubiegłego, czyli wysokich odczytów inflacji z I kwartału 2020 r. Ten czynnik będzie znacząco hamował wzrost cen. Zatem zakładając brak jakichś nieprzewidywalnych szoków podaży i stopniowe wychodzenie z zamrożenia gospodarki, można szacować ryzyko znacznego wzrostu inflacji jako niskie.