#TydzieńNaRynkach: Armagedon to zbyt mało powiedziane

Wydarzenia na rynkach finansowych z ostatnich dni można porównywać jedynie z najczarniejszymi chwilami w historii. Panika jest być może zbyt duża, ale adekwatna do nastrojów inwestorów.

Publikacja: 13.03.2020 17:30

#TydzieńNaRynkach: Armagedon to zbyt mało powiedziane

Foto: AFP

Wall Street też uległa

Niezniszczalna hossa na nowojorskim parkiecie uległa koronawirusowi. Indeksy zaliczył największe dzienne spadki od 33 lat. Czarny czwartek przyniósł zjazd Dow Jonesa o 10 proc., S&P500 spadł o 9,5 proc., a Nasdaq Composite zniżkował tylko minimalnie mniej. Od odległego o zaledwie miesiąc historycznego szczytu średnia przemysłowa oddaliła się o ponad 28 proc., S&P500 o 27 proc., indeks spółek technologicznych o niemal tyle samo. Tym samym można ogłosić oficjalne rozpoczęcie bessy. W tej chwili trudno przewidzieć, ile ona potrwa i do jakich poziomów sprowadzi indeksy. Panika i stan niepewności inwestorów są zbyt duże, by cokolwiek wnioskować. Niepokojące jest to, że nie widać sygnałów, by ktokolwiek próbował łapać „spadające noże". Wszystko więc wskazuje na to, że na uspokojenie sytuacji trzeba będzie poczekać nieco dłużej, a dołki mogą być jeszcze pogłębione. Jeszcze bardziej martwi brak pozytywnej reakcji graczy na dość odważne, by nie powiedzieć desperackie posunięcia części głównych banków centralnych świata, w tym Fed. Wcześniej pompowanie gigantycznych ilości gotówki zwykle nie pomagało realnej gospodarce, ale było w stanie poderwać giełdy. Teraz na razie takiego efektu nie widać. By jednak nie ulegać katastroficznym nastrojom, warto zwrócić uwagę, że amerykańskie indeksy są na poziomach z połowy 2017 r., a cofnięcie się w te rejony czyni zadość opiniom o potrzebie „schłodzenia" rynku. Bardziej niż giełdowy krach, niepokojące są perspektywy globalnej gospodarki. Rynki finansowe są w stanie dość szybko się odbudować, ale makroekonomiczne konsekwencje epidemii mogą być znacznie bardziej dotkliwe, niż się obecnie sądzi, a powrót do wzrostu może zająć znacznie więcej czasu. Wizja recesji staje się coraz bardziej realna i inwestorzy zdają się ją dyskontować.

Dyskontowanie to „nieźle"  w ostatnich dniach poszło na giełdzie tokijskiej, gdzie Nikkei w ciągu tygodnia stracił 16 proc. a od początku roku idzie w dół o 26 proc. Trudno się temu dziwić, skoro annualizowany PKB Japonii spadł w czwartym kwartale ubiegłego roku o 7,1 proc. Na parkiecie w Mediolanie wiało jeszcze większą grozą. W miniony czwartek tamtejszy indeks zniżkował o prawie 17 proc., a od początku roku traci 33 proc. Koronawirus, który z wyjątkową siłą zaatakował Włochy, jedynie pogłębił już i tak mocno osłabioną gospodarkę. Niemiecki DAX do czwartku zniżkował o ponad 20 proc., a od początku roku traci 31 proc. Najmocniejsza europejska gospodarka cierpi wskutek swojego nadmiernego uzależnienia od kondycji światowego handlu, a jej „restrukturyzacja" z pewnością nie jest możliwa w horyzoncie nawet kilku lat. Pod względem skali spadku w ostatnich dniach Paryż nieco ustępuje Frankfurtowi, ale od początku roku idą niemal równo.

Na tle giełd rozwiniętych wcale nie tak tragicznie wygląda indeks rynków rozwijających się. MSCI Emerging Markets tracił co prawda do czwartku 16 proc., ale od początku roku zniżkuje „jedynie" o 25 proc. W znacznej mierze to zasługa giełdy kraju, od którego „wszystko" się zaczęło. Shanghai Composite od początku roku traci zaledwie 5,3 proc. W ciągu minionego tygodnia skala zniżki jest niemal identyczna. Widać tam nie tylko efekty zasilania rynku pieniędzmi, ale prawdopodobnie także „zalety" dyscypliny, typowej dla tego kraju, która rozpościera się również na działanie mechanizmów rynkowych. Na naszym kontynencie najbardziej cierpią najsłabsi. Niestety, w otoczeniu Tallina, Rygi i Budapesztu, znalazła się także Warszawa.

GPW wśród najgorszych

Indeks naszych największych spółek od poniedziałku do piątkowego przedpołudnia zniżkował o prawie 24 proc., a od początku roku traci ponad 37 proc. O jego słabości nikogo przekonywać nie trzeba. W segmencie polskich blue chips koncentrują się zarówno globalne strachy, jak i lokalne bolączki. WIG20 zszedł do poziomu najniższego od pamiętnego krachu z lutego-marca 2009 r. Nic więcej nie trzeba dodawać. Wskaźnik szerokiego rynku zachowuje się jedynie nieco lepiej. Niestety kroku dotrzymywał im tym razem także mWIG40, który do piątkowego przedpołudnia zniżkował o ponad 21 proc. Niewiele lepiej było w segmencie najmniejszych spółek, bo sWIG80 tracił prawie 20 proc. Mieliśmy więc do czynienia z wyprzedażą totalną. Na tym tle trudno znaleźć adekwatne określenie tego, co działo się w niektórych branżach. WIG Odzież, i tak już bardzo osłabiony, w minionym tygodniu zniżkował o 39 proc., a od początku roku traci 54 proc. Rekordzistę w tym gronie jest CCC, którego akcje od początku roku potaniały o dwie trzecie, a w ostatnich dniach zniżkowały o 47 proc. Na pocieszenie można przypomnieć, że niżej były jakieś dziewięć lat temu. Po dziewięciu latach tłustych (2009-2018), przyszedł czas postu. Obawy inwestorów mocno odbiły się także na notowaniach walorów LPP. Do piątku zniżkowały one o 36 proc. Tak tanie były poprzednio jesienią 2016 r. Strach przed konsekwencjami koronawirusa i nietypowa pogoda zrobiły swoje. Co ciekawe, na wirusowej panice nie zyskały spółki farmaceutyczne. WIG Leki był drugim pod względem skali spadków subindeksem branżowym. Do czwartku zniżkował on o ponad 39 proc., a od początku roku traci 52 proc. Jego słabość nie jest więc wynikiem jedynie ostatnich wydarzeń. Wirus bezlitośnie zaatakował najlepszy sektor na naszym parkiecie. WIG Games, który już na przełomie lutego i marca zaliczył prawie 18 proc. spadek, w ostatnich dniach zniżkował o kolejne 28 proc. Powrót do poziomu z czerwca 2019 r. dla części „graczy" jest jeszcze jakoś do zniesienia, ale ci którzy kupowali na górce, muszą się trochę martwić. Korekta nie oszczędziła nawet największych i najlepszych. Akcje CD Projektu taniały do piątkowego poranka o ponad 22 proc., walory PlayWay zniżkowały o niemal jedną trzecią a papiery Ten Square Games o 33,5 proc.

Słabo prezentował się sektor finansowy. WIG Banki zniżkował o prawie 27 proc. Obawy o przyszłe wyniki przeważyły nad informacjami o bardzo wysokiej, sięgające 120 proc., dynamice zysków w styczniu. Można się zastanawiać, czy bankom bardziej zaszkodzi koronawirus, czy niskie stopy procentowe i gospodarcze spowolnienie, ale z notowaniami nie ma co dyskutować. Indeks jest na poziomie najniższym od sierpnia 2009 r. Siłą nie zaskoczył też WIG Energia, tracący do piątkowego przedpołudnia 24 proc. i ustanawiający kolejne już historyczne minimum. To jednocześnie największy tygodniowy spadek w dziejach tego indeksu. Wydarzeniem o równie historycznym znaczeniu był jednak przekraczający 20 proc. spadek notowań akcji Tauronu. To jednak nie jego skala zrobiła największe wrażenie, ale zejście kursu poniżej 1 zł. Mamy więc pierwszą „groszówkę" w składzie WIG20. Jeszcze trochę, a trafi na listę alertów. Inwestorzy już dawno je tam umieścili. Przyglądając się blue chipom, nie sposób też nie zwrócić uwagi na dalsze postępy akcji Aliora. Do piątku taniały one o prawie jedną trzecią. Co ciekawe, niemal tyle samo w dół szły papiery Santandera, banku który zdaje się być w o wiele lepszej sytuacji niż niedawny lider bankowej nowoczesności, dla niepoznaki używający w swej komunikacji z klientami tradycyjnego melonika. Akcje PZU, zniżkujące o ponad 20 proc. nie wyróżniały się niczym szczególnym z „tłumu", ale warto odnotować kolejną zaskakującą zmianę prezesa dużej państwowej spółki, dokonaną nocną porą. Według depeszy PAP, prezes zrezygnował ze skutkiem natychmiastowym, ale w porozumieniu z radą nadzorczą i w poczuciu dumy z osiągnięć.

Przekraczający 20 proc. tygodniowy spadek indeksu średnich spółek jest wydarzeniem bez precedensu w historii warszawskiej giełdy. Tak potężnej przeceny nie było nawet w czasie globalnego kryzysu finansowego. Indeks jest najniżej od połowy 2013 r. Na razie nie pomaga mu ani PPK, ani perspektywa przekształcenia OFE w TFI i manipulacje limitami zaangażowania w akcje. Tym, co zaskakuje w notowania średnich firm w ostatnich dnach, jest niezrozumiała odporność na spadku akcji Orbisu, który z powodu epidemii raczej nie ma co liczyć na tłum gości. Jedynym wytłumaczeniem tego fenomenu jest płynność  handlu. Na ostatnich sesjach właściciela zmienia kilkaset akcji. Czołówka spadkowiczów miała dość ciekawą i zróżnicowaną reprezentację. Znalazła się w niej odzieżowa VRG, czyli dawna Vistula, z tygodniowym spadkiem sięgającym 45 proc. bijąca na głowę CCC i LPP. Akcje Mabionu, nie mogącego pochwalić się nawet zamiarem walki z koronawirusem, traciły do piątku ponad 50 proc. O prawie 40 proc. w dół szły akcje meblowego/konsumenckiego Forte. O 35 proc. taniały akcje Kruka, zapewne z obawy przed pogorszeniem się spłat w związku z koronawirusem. Walory Amrestu, spółki która w oczywisty sposób powinna najmocniej ucierpieć wskutek epidemii, spadały o „zaledwie" 37 proc.

Odporność stracił także segment najmniejszych spółek. sWIG80 zniżkował do piątkowego przedpołudnia o ponad 18 proc., schodząc do poziomu najniższego od połowy 2012 r. W tym segmencie mapa spadkowiczów była dość czytelna. Akcje Rainbow Tours zostały przecenione o ponad 58 proc., a walory Enter Air traciły prawie 60 proc. W przypadku dalszych pozycji klucz nie był już tak prosty. Mocno traciły zarówno spółki przemysłowe, reprezentanci branży spożywczej, jak  usługowej.

Ktoś wywrócił stolik z ropą

Rynek surowcowy znajduje się pod ogromną presją podażową już od dłuższego czasu. Powody są oczywiste. Spowolnienie i zmiana modelu gospodarczego w Chinach, perspektywa cyklicznego pogorszenia się globalnej koniunktury, wojna handlowa, a do tego jeszcze wirus. CRB Index jest na poziomie najniższym w historii. W czasie ostatnich trzech tygodni dwukrotnie zniżkował o niemal 9 proc. To jednak nic, w porównaniu do tego, co działo się na rynku ropy naftowej. Tygodniowy spadek o prawie 20 proc. to już jest jakieś wydarzenie, ale spojrzenie na dane dzienne przyprawi o zawrót głowy. Tąpnięcie z minionego poniedziałku przekraczało momentami 30 proc. Cena WTI zjechała do poziomu najniższego od czterech lat. O osiągnięciu okolic 30 dolarów za baryłkę nikt do nie dawna nawet nie śnił. OPEC plus zmienił się w OPEC minus, a po ujemnej stronie nalazła się nie tylko „spolegliwa" do niedawna Rosja, ale także pełniąca wiodącą rolę Arabia Saudyjska. Kto pierwszy kopnął w negocjacyjny stolik, a kto poprawił, tego do końca nie wiadomo. Wiadomo, że pompy ruszą na całego, a przy dystrybutorach tłoku nie będzie. Prognozy analityków zmieniły się dość diametralnie i mowa jest już nie o 60-80 dolarach za baryłkę, ale raczej o 20. Pesymistyczne są też oceny wpływu tej nagłej przeceny na kondycję światowej gospodarki. Przeważają opinie, że tania ropa raczej jej zaszkodzi niż pomoże.

Choć bezpieczne przystanie powinny mieć się świetnie, to jednak złoto na atmosferze paniki znów nie zyskało zbyt wiele, a nawet straciło i to aż 5 proc. Chwilami notowania kruszcu schodziły w okolice 1550 dolarów za uncję. Wirusowy pretekst dopadł też notowania palladu, które do piątkowego przedpołudnia zniżkowały o ponad 21 proc., a w czwartek przez moment spadek sięgał 36 proc. Jak z tego wynika, nawet najwięksi bohaterowi czasem bywają zmęczeni.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty