Rynek FX nie reagował tak emocjonalnie na piątkowe wybryki Donalda Trumpa jak giełda. Inwestorzy (w sumie słusznie) uznali, że groźba 50 proc. ceł na towary z Unii Europejskiej podczas trwania negocjacji (to prezydent Stanów Zjednoczonych dał czas do 9 lipca) jest absurdalna. Niemniej raczej nie dowiemy się, jakich argumentów użyła podczas niedzielnej rozmowy telefonicznej szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, ale okazała się być skuteczna. Rynki odetchnęły z ulgą, ale nie zmienia to faktu, że teraz inwestorzy jeszcze uważniej będą przyglądać się postępom w negocjacjach odnośnie do nowych umów handlowych. Poza UE ważnym obszarem jest chociażby Japonia, gdzie na razie mamy wiele spotkań, ale jakoś mało konkretów.

W poniedziałek rano para EUR/USD wyszła ponad poziom 1,14, ale później cofnęła się poniżej niego. Ale dało to pretekst USD/PLN do zejścia w okolice 3,73. Z kolei EUR/PLN pozostał wokół 4,25. W kursie złotego nie widać (na razie?) obaw związanych z wynikami drugiej tury wyborów prezydenckich, a przecież sondaże poparcia dla obu kandydatów oparte są na ryzyku tzw. błędu statystycznego (są za bardzo wyrównane). Niewykluczone, że rynek zażąda dodatkowej premii za ryzyko w końcówce tygodnia, co może przyczynić się do osłabienia złotego. Tak czy inaczej, najbliższe dni będą taką grą na przeczekanie, kluczowe rozdania zobaczymy dopiero od poniedziałku, 2 czerwca. Bardziej asymetryczną reakcję rynku zobaczylibyśmy jednak w przypadku wygranej Karola Nawrockiego.