Od początku roku już trzy kraje zdecydowały się na dużą dewaluację walut po to, by przybliżyć się do otrzymania pomocy z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Funt libański został zdewaluowany w styczniu bardzo drastycznie – o prawie 90 proc. wobec dolara. Kolejna runda dewaluacji dotknęła też funta egipskiego, który przez ostatnie 12 miesięcy osłabł o prawie 50 proc. wobec amerykańskiej waluty. Zdewaluowana została też rupia pakistańska. W ciągu roku straciła ponad 30 proc. w stosunku do dolara. Analitycy spodziewają się, że na podobne kroki zdecydują się w nadchodzących miesiącach kolejne państwa z rynków wschodzących i granicznych. Agencja Bloomberg wskazuje, że największe prawdopodobieństwo dewaluacji występuje obecnie w Argentynie, Nigerii, w Bangladeszu oraz w Etiopii.
Według danych Bloomberga czarnorynkowy kurs peso argentyńskiego jest obecnie o około 50 proc. słabszy od kursu oficjalnego. MFW wzywa rząd do znoszenia restrykcji w wymianie walut, a budżet na 2023 r. przewiduje znaczące osłabienie kursu peso. W Nigerii nieoficjalny kurs niary jest o około 40 proc. słabszy od oficjalnego, a większość analityków spodziewa się, że ta waluta zostanie zdewaluowana po wyborach prezydenckich mających się odbyć 25 lutego. Etiopski birr jest na czarnym rynku o 40 proc. słabszy od kursu nieoficjalnego. Rząd co prawda zaprzecza pogłoskom o zdewaluowaniu waluty i walczy z czarnym rynkiem, ale też prowadzi rozmowy o pomocy finansowej z MFW.
– Dewaluacje w niektórych kruchych gospodarkach granicznych są bardzo prawdopodobne. Wraz ze zużywaniem się zewnętrznych buforów finansowych ich zdolność do obrony sztywnych kursów wymiany się zmniejsza. Inwestorzy posiadający ekspozycję na te rynki powinni pomyśleć o zabezpieczeniu się przed ryzykiem dewaluacji – twierdzi Brendan McKenna, strateg z Wells Fargo.
– Gospodarki graniczne rekompensowały sobie brak oszczędności krajowych pożyczkami zaciąganymi na rynkach zagranicznych, kiedy takie kredyty były tanie. Obecnie te kraje zostały mocno dotknięte globalnymi zmianami stóp procentowych – wskazuje Charles Robertson, główny ekonomista firmy Renaissance Capital.