Tam gdzie ich nie było, sytuację ratował wysoki kupon, bo ceny spadły właściwie wszędzie. Koniec lata przypomniał inwestorom, że beztroski wakacyjny okres, także jeśli chodzi o stopy procentowe, już się zakończył. W tym tygodniu Fed zapewne ogłosi plan redukcji bilansu i będzie to początek nowego rozdziału dla rynków. Do QE wszyscy zdążyli się przyzwyczaić, z ilościowym zacieśnianiem będzie zapewne podobnie. Skutki, w odróżnieniu od skutków QE, nie będą jednak miłe. Już w zeszłym tygodniu Bank of England stwierdził, że pora odejść od luźnej polityki, choć stopy nie zostały jeszcze podniesione i BoE ograniczył się do utwardzenia retoryki. Wsparło to funta, jednak rozczarowujący przebieg brexitowych negocjacji będzie cały czas wywierał na niego presję. To co powstrzymuje rentowności na rynkach bazowych przed wzrostem, to nie wiara w to, że banki centralne znormalizują bilanse w sposób neutralny dla inwestorów, ale opieszałość inflacji. Gdy dojdzie ona w okolice celów inflacyjnych, sytuacja ulegnie radykalnej zmianie.
Na naszym rynku wzrost rentowności był prawie niewidoczny – zachowywał się bardziej jak wschodzący niż bazowy. Bundy wzrosły o ponad 10 pkt baz., do 0,44 proc., nasza „dziesiątka" o 5 pkt baz., do 3,22 proc. Jeden z członków RPP zadeklarował, że podwyżka stóp nie będzie potrzebna jeszcze przez dwa lata. Jednak i w Polsce inwestorzy zaczną redukować ryzyko stopy procentowej, gdy uznają, że inflacja wróciła na dobre.