Najpierw na ratunek inwestorom przybył NBP, który ogłosił pierwsze w historii polskiej bankowości centralnej luzowanie ilościowe w postaci skupu obligacji skarbowych na rynku wtórnym. W kolejnych dniach doczekaliśmy się również obniżki stóp, a deserem dla inwestorów było ogłoszenie przez rząd pakietu stymulacyjnego o wartości ponad 200 mld zł, wliczając wartość gwarancji. Informacje te szybko skłoniły do zakupów, a WIG20 powrócił bliżej 1500 pkt. Tym bardziej, że wyceny spółek były już bardzo niskie, a niektóre branże gospodarki mogą przejść kryzys relatywnie dobrze. Dotyczy to głównie gier komputerowych i telekomunikacji, gdzie w czasach globalnej kwarantanny popyt może nawet wzrastać.
Największymi przegranymi minionego tygodnia są frankowicze oraz firmy posiadające znaczny udział walut w strukturze pasywów. Na przestrzeni tygodnia EUR/PLN przekraczał nawet 4,60, naruszając tym samym szczyty z końca 2011 roku. W między czasie kurs franka wystrzelił ponad 4,30. Wzrost napędzany był obawami, że działania rządu i NBP podkopią wartość złotego. Część inwestorów, a także osób prywatnych likwidowała więc pozycje w złotym, najprawdopodobniej przenosząc się na dolary, euro i franki. Nie musi to jednak być rozsądne, skoro stopy w tych krajach i tak są niższe niż w Polsce, a tamtejsze banki centralne stosują luzowanie ilościowe już od ponad dekady. Jeśli zatem stabilizacja koniunktury się uda, stosunek do złotego powinien się odwrócić. ¶