Tak jak wskazywałem we wczorajszym komentarzu ocenę ścieżki inflacji w USA będzie można na poważnie zacząć dopiero po danych za kwiecień. Wczoraj poznaliśmy dane za luty, które okazały się zgodne na poziomie inflacji ogółem (1,7% r/r) i minimalnie niższe na poziomie inflacji bazowej (1,3%). Rynek przyjął je z niezwykłą euforią, ale tak to jest jeśli traderzy koncentrują się na wybranym raporcie. Nie ma w nim jednak nic szczególnie przełomowego. Faktycznie, miesięczna zmiana inflacji bazowej (0,35%) jest w dolnym przedziale typowych zmian za luty. Wynika to jednak ze spadku cen usług hotelarskich i biletów lotniczych, co może wydawać się nieco zaskakujące. Najprawdopodobniej branża turystyczna chciała w ten sposób zachęcić ludzi do korzystania ze swoich usług na wczesnym etapie otwierania gospodarki i raczej nie należy spodziewać się utrzymania tego fenomenu (mówiąc wprost, gdy większość będzie gotowa już wyjechać, branża z pewnością postara się odrobić straty). Kluczowe będzie to, co stanie się z inflacją po pełniejszym otwarciu gospodarki oraz wysłaniu czeków, a należy pamiętać, że tylko z tytułu efektu bazy inflacja bazowa w ciągu kolejnych 4 miesięcy wzrośnie o ok. 1,1-1,2%. Temat zatem absolutnie nie jest zakończony, mimo że rynek chciałby tak to widzieć.

Tak chciałby to widzieć również EBC, który ostatnio z oburzeniem reagował na wzrost rentowności obligacji, a dziś ogłosi swoją decyzję. Wydaje się, że na razie skończy się na słowach. Najcięższe działo, czyli kontrola krzywej dochodowości (YCC) byłoby w Europie trudne od uruchomienia i przyznawali to sami przedstawiciele Banku. Stopa depozytowa (-0,5%) już teraz daje się we znaki sektorowi bankowemu i dalsze jej obniżanie mija się z celem (choć osłabiłoby euro). EBC ma również jeszcze masę przestrzeni do skupu obligacji w ramach obecnego programu, a więc zwiększanie go też nie ma praktycznego sensu. Co najwyżej EBC może zasugerować zwiększenie tempa skupu lub reagowanie (większym skupem) na wzrosty rentowności. Decyzja o 13:45, początek konferencji o 14:30.

Dziś obserwujemy trzeci dzień wzrostów zarówno na rynku złota, jak i parze EURUSD. Obydwa rynki odbiły od mocnych wsparć (1680 i 1,1840), a dodatkowo odbicia napędzane są spadkiem rentowności w USA. Dlatego też to od sytuacji na rynku długu zależeć będzie trwałość tych ruchów. Póki co wszystko sprzyja złotemu, który jednak i tak zyskuje niewiele. O 9:10 euro kosztuje 4,5666 złotego, dolar 3,8235 złotego, frank 4,1195 złotego, zaś funt 5,3320 złotego.

dr Przemysław Kwiecień CFA
Główny Ekonomista XTB
[email protected]