Pandemia reorganizuje rynek nieruchomości komercyjnych, co niedawno było niszą, wchodzi do głównego nurtu – tak jest w Polsce z mieszkaniami na wynajem instytucjonalny (PRS) – na wyniki sprzedaży lokali przez deweloperów giełdowych w 2021 r. nabywcy instytucjonalni mieli już ogromny wpływ. Waszym zdaniem kolejnym rynkiem, który nad Wisłą może dynamicznie urosnąć, są centra danych. Dlaczego?
Patrząc na centra danych jako produkt inwestycyjny, są to takie same budynki komercyjne jak nieruchomości magazynowe czy biurowe – wymagają uzyskania odpowiednich pozwoleń, budowy oraz znalezienia najemcy, który później będzie płacił czynsz. Czynnikiem wyróżniającym oraz wyzwaniem w przypadku realizacji takiej inwestycji jest konieczność doprowadzenia zasilania wysokiej mocy. Przeciętnych rozmiarów data center potrzebuje rocznie około 30 MW, czyli tyle, ile kilkudziesięciotysięczne miasteczko. Dla porównania, wieżowce w centrum Warszawy mają przydziały energii w okolicach 5–7 MW, a zużywają mniej niż połowę. Rosnące zapotrzebowanie na przechowywanie danych wymaga budowy coraz większych centrów i już teraz na świecie istnieją obiekty, które zużywają nawet 100 MW i więcej. Żeby zapewnić dostawy energii na takim poziomie, centra danych powstają w okolicach dużych miast. W Europie rynek skoncentrowany jest wokół pięciu aglomeracji, tzw. grupie FLAP-D: to Frankfurt, Londyn, Amsterdam, Paryż i Dublin. Inwestorzy i deweloperzy w grupie FLAP-D poddani są presji szukania zupełnie nowych lokalizacji, ponieważ rządy tych państw nakładają coraz większe ograniczenia na nowo powstające centra danych.
Z jakiego powodu?
W obliczu wysokiego oraz wciąż rosnącego zużycia energii przez centra danych rządy niektórych państw regulują aktywności deweloperów. Mówimy o 3,5 GW w skali roku. Rynek FLAP-D dochodzi do granicy wydajności energetycznej, pochłania około 50 proc. całej konsumpcji energii w sektorze centrów w regionie EMEA (Europa, Bliski Wschód i Afryka – red.).
Wydawane na mocy dekretów prawnych moratoria blokują powstawanie nowych obiektów. W zależności od lokalizacji blokady obowiązywać mogą na okres od pięciu do dziesięciu lat. Dodajmy, że dużym problemem jest także spadająca liczba działek, które spełniają warunki konieczne do budowy centrów danych. Na przykład w Londynie zostało już tylko kilka odpowiednich gruntów. Zapotrzebowanie na przechowywanie danych będzie rosło, ale liczba jakościowych gruntów nie. Polska może zatem przejąć popyt z innych krajów i stać się beneficjentem tych inwestycji – przede wszystkim z uwagi na istniejącą podaż działek i mocy energetycznej. Są też inne aspekty lokowania centrów danych w Polsce.