Z dokumentów Open-Netu wynika, że 29 stycznia Centrum Projektów Polska Cyfrowa (d. Władza Wdrażająca Programy Unijne) wypowiedziało spółce dwie umowy o dofinansowanie projektów szerokopasmowego dostępu i wezwało ją do zwrotu blisko 11,6 mln zł dofinansowania. Zdaniem prezesa Janusza Kumali sprawa ta stanowi zagrożenie dla dalszej działalności Open-Netu. Taką opinię wyraził on w sprawozdaniu rocznym opublikowanym w ostatni czwartek czerwca. Zagrożenia nie widział w maju, gdy firma publikowała raport za I kwartał, informując już wtedy o decyzji CPPC.
Według biegłego rewidenta z firmy Primefields Audit and Advisory CPPC podało w uzasadnieniu, że Open-Net nie złożył w terminie, do 30 września, wniosków o płatność końcową oraz nie osiągnął tzw. wskaźników produktu i wskaźników rezultatu dla realizowanych projektów, co oznacza, że nie wybudował sieci o założonym zasięgu i podpiął do niej za mało klientów.
Prezes Kumala nie zgadza się z CPPC i uważa wypowiedzenie umów za bezzasadne. Jak można przeczytać w raporcie biegłego, spółka wysłała do CPPC wezwanie do zapłaty nieco ponad 29,7 mln zł. Na tyle zarząd Open-Netu określa nakłady inwestycyjne oraz utracone korzyści. Zarząd rozważa także skierowanie sprawy na drogę sądową.
Czytając raport biegłego, można wnioskować, że choć Open-Net potrafił udokumentować poniesione koszty, to CPPC miało wątpliwości, czy faktycznie wybudował sieć, na którą otrzymał wsparcie.
Instytucja ta dysponuje bowiem opinią kancelarii biegłego sądowego z zakresu informatyki i teleinformatyki z 23 września ub.r. sporządzoną na potrzeby doraźnej kontroli realizacji projektów. W opinii tej, przytoczonej przez audytora Open-Netu, wynikało, że w tamtym momencie jedna z sieci nie była wybudowana w ogóle, a druga tylko w 30 procentach.