Gaming Factory idzie na giełdę. Dlaczego zdecydowaliście się na przeprowadzenie oferty?
Potrzebujemy pieniędzy na dalszy rozwój, mamy pomysły, jak budować firmę i jak wykorzystać środki, które zamierzamy pozyskać. Nasze plany wejścia na giełdę narodziły się już dwa lata temu. To był cel, jaki sobie założyliśmy, jeżeli chodzi o rozwój spółki. Procedury związane z wejściem na giełdę zaczęliśmy już w ubiegłym roku. Uważam, że wszystko udało nam się w miarę sprawnie przeprowadzić i to mimo panującej sytuacji. Im szybciej zadebiutujemy na giełdzie, tym lepiej.
Na czym opiera się model biznesowy Gaming Factory?
Na produkcji stosunkowo dużej ilości gier PC. W późniejszym etapie chcemy je także wydawać na konsole. Częścią naszej grupy kapitałowej jest zresztą spółka Black Rose Projekt, która zajmuje się portowaniem gier na konsole. Dzięki temu mamy tak naprawdę cztery szanse sprzedażowe naszego produktu. Jeżeli chodzi o liczby, to zakładamy, że na tym etapie będziemy mieć od 6 do 15 gier rocznie. Tak duża liczba nie jest przypadkowa. Od początku nastawialiśmy się na to, że nasza działalność będzie zdywersyfikowana. Po drugie, na rynku gier panuje bardzo duża konkurencja. Trudno wpaść na jeden konkretny pomysł i oczekiwać, że dany produkt się sprzeda. Mamy do czynienia z rynkiem konsumenta i nie zawsze to, co nam się wydaje ciekawe, musi się później dobrze sprzedawać. Dlatego dajemy sobie wiele szans, mamy dużo produkcji i liczymy, że wśród tej masy znajdziemy kilka wiodących tytułów, które osiągną ponadprzeciętne wyniki sprzedażowe. Mam tutaj na myśli sprzedaż co najmniej 100 tys. kopii – czy też nawet więcej, biorąc pod uwagę inne platformy. To też pozwoliłoby nam budować wokół tego kapitał, jeśli chodzi o społeczność czy też marketing.