Już w czwartek prezydent Joe Biden wybiera się w podróż do Brukseli, by wziąć udział w trzech ważnych spotkaniach: szczytach NATO, Unii Europejskiej oraz G7. Wizyta w ostatnich dniach mobilizuje polityków z naszego kontynentu do prezentowania bardziej konkretnych opinii w kwestii sankcji narzucanych na Rosję. Biden jest bowiem zdecydowanym zwolennikiem jak najostrzejszych obostrzeń nakładanych na Rosję – czego wyraźnym sygnałem było niedawne wprowadzenie zakazu importu rosyjskich surowców energetycznych do USA. Do analogicznego ruchu Biden próbuje przekonać Europę, ale na razie bez skutku. I trudno się temu dziwić, ponieważ państwa Europy są w dużym stopniu uzależnione zwłaszcza od dostaw rosyjskiego gazu ziemnego (w 40 proc.), a w nieco tylko mniejszym stopniu od dostaw ropy. Największymi zwolennikami odcięcia się od rosyjskich surowców energetycznych pozostają kraje bałtyckie (m.in. Litwa). Z kolei wśród przeciwników jednoznacznych decyzji znajdują się m.in. Niemcy i Włochy, w dużym stopniu uzależnione od dostaw rosyjskiego gazu. Holandia domaga się utrzymania chociażby dostaw ropy naftowej, z kolei Polska, Dania oraz Niemcy naciskają na utrzymanie handlu węglem. Coraz większa potrzeba podjęcia stanowczych decyzji wynika nie tylko z nadchodzącej wizyty Bidena. Do działań zmusza pogłębiający się kryzys humanitarny w Ukrainie.