W maju grupa kapitałowa PKN Orlen odnotowała stosunkowo wysokie marże na przerobie ropy naftowej. Kluczowa dla koncernu marża rafineryjna sięgnęła 12,5 dol. na każdej baryłce ropy. Dla porównania w kwietniu wynosiła 11,7 dol., a rok temu 24,3 dol. W tym kontekście trzeba jednak pamiętać, że od chwili wybuchu wojny w Ukrainie działalność rafineryjna jest wyjątkowo intratnym biznesem. Przed rosyjską agresją marża rafineryjna w płockiej grupie oscylowała w granicach kilku dolarów.
Orlen zarabia też na tzw. dyferencjale Brent/Ural, czyli różnicy w cenie między ropą wydobywaną spod dna Morza Północnego i rosyjską. Tę ostatnią przerabiają jeszcze jego czeskie rafinerie. To spowodowało, że w maju koncern miał dodatkowy zarobek w postaci 1,9 dol. na każdej baryłce przerobionej ropy. Dyferencjał systematycznie jednak spada. Mimo to jego obecny poziom jest zbliżony do tego sprzed wojny.
Nieznacznie, w ujęciu miesiąc do miesiąca, wzrosła marża petrochemiczna. W maju wyniosła 1080 euro na każdej tonie sprzedanych produktów petrochemicznych, podczas gdy w kwietniu było to 1052 euro. Rok wcześniej sięgała 1399 euro ale wówczas była jedną z najwyższych w historii Orlenu.
Z ostatnich danych finansowych płockiego koncernu wynika, że w I kwartale grupa zanotowała 110,3 mld zł przychodów i 9,2 mld zł zysku netto. W ujęciu rok do roku oba wyniki wzrosły odpowiednio o 142,6 proc. i 221,7 proc. Z kolei kluczowy wskaźnik, czyli wynik EBITDA LIFO wyniósł 17,2 mld zł, i tym samym był ponad sześciokrotnie większy niż rok wcześniej.
Porównując te wyniki, trzeba mieć jednak na uwadze, że w I kwartale w raportach grupy Orlen ujmowane były rezultaty wypracowane przez przejęte koncerny Lotos i PGNiG, podczas gdy rok temu funkcjonowały one jeszcze jako niezależne firmy. Tegoroczne, wysokie zarobki były też konsekwencją zwyżki marż rafineryjnych, osłabienia kursu dolara, wzrostu marż pozapaliwowych w detalu oraz dodatniego wpływ hedgingu i wyceny kontraktów terminowych na CO2.