Podjęcie decyzji o zakupie akcji PGE w ofercie publicznej to dopiero pierwszy krok na drodze do celu, czyli osiągnięcia satysfakcjonującej stopy zwrotu. Równie ważny jest moment sprzedaży walorów, o czym przekonuje historia debiutów giełdowych innych spółek Skarbu Państwa w ostatnich latach.
Zachęcający dla inwestorów jest fakt, że w zdecydowanej większości przypadków w pierwszym momencie obecności akcji (lub praw do akcji tymczasowo zastępujących same akcje) prywatyzowanych firm na giełdzie kosztowały one więcej, niż wynosiła cena w ofercie publicznej (a konkretnie cena, po jakiej walory kupowali inwestorzy indywidualni). Innymi słowy, niemal zawsze można było liczyć na zarobek w dniu debiutu spółki na giełdzie (przy czym wyliczenia te nie uwzględniają faktu, że wielu inwestorów przy ofertach posiłkuje się kredytami i ma dodatkowe koszty w postaci odsetek i prowizji płaconych bankowi).
Jedynym wyjątkiem od tej reguły w ostatnich latach były debiut Azotów Tarnów. Niewiele też brakowało, by los tej spółki podzieliła Enea. Na usprawiedliwienie tych firm trzeba przyznać, że wchodziły one na giełdę w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach (w trakcie ostatniej bessy). Oba te debiuty wypadły słabo przede wszystkim z powodu kiepskich nastrojów na rynku akcji. Stopa redukcji zapisów zarówno w przypadku Enei (20,4 proc.), jak i Azotów Tarnów (49,6 proc.), była zdecydowanie niższa od poziomów charakterystycznych dla innych ofert (89-97 proc.). Pocieszające jest, że obecnie sytuacja na giełdzie jest znacznie korzystniejsza niż w trakcie obu feralnych debiutów.
Analiza danych historycznych prowadzi do jeszcze innego ważnego dla inwestorów wniosku. Najbardziej opłacało się zazwyczaj sprzedać papiery już w dniu debiutu spółki na giełdzie i nie czekać na to, co przyniosą kolejne tygodnie. W miesiąc po debiucie w górę poszły notowania jedynie Bogdanki i PKO BP, zaś pozostałe 4 analizowane przez nas firmy straciły na wartości (mimo że nie zawsze w tym samym czasie trwała przecena na całej giełdzie).