Jak wynika z naszych informacji, jeszcze przed zmianą warty na stanowisku prezesa Grupy Azoty projekt stał pod dużym znakiem zapytania (grupa jest właścicielem prawie 96 proc. kapitału Puław). Źródła zbliżone do ówczesnego zarządu twierdziły, że inwestycja oparta jest na nie do końca zweryfikowanych założeniach i trzeba będzie jeszcze raz przeanalizować jej opłacalność.

Dziś, kiedy fotel prezesa grupy objął Paweł Jarczewski, były szef puławskich zakładów, można spodziewać się, że Azoty nie wycofają się z projektu. – Realizacja tego projektu, jak i innych rozpoczętych zadań inwestycyjnych w Puławach gwarantowana jest zapisami umowy konsolidacyjnej pomiędzy Grupą Azoty a puławską spółką – zaznacza Grzegorz Kulik, rzecznik ZA Puławy. Zapowiada też, że do końca roku raz jeszcze zostanie zaktualizowany biznesplan przedsięwzięcia. Natomiast preferowanym rozwiązaniem finansowania jest formuła „project finance", co nie obciążałoby istotnie samych spółek. Eksperci obawiają się jednak, że pozyskanie środków zewnętrznych nie będzie łatwe. – Instytucje finansowe z dużą rozwagą przyglądają się dziś inwestycjom energetycznym. Istnieje też ryzyko, że w przypadku realizacji przez PGE projektu w Opolu inwestycja w Puławach może wypaść ze strategii tej spółki – twierdzi Kamil Kliszcz, analityk DI BRE Banku. Zaznacza też, że trudno jest oszacować opłacalność budowy puławskiego bloku gazowo-parowego. – Rentowność tej inwestycji jest uzależniona od średnich cen energii, jakie będą obowiązywać w kolejnych latach. W zależności więc od przyjętych prognoz te szacunki mogą się różnić – wyjaśnia Kliszcz. – Niewątpliwie jednak budowa elektrociepłowni w Puławach ma sens. Gwarancja stałego odbioru ciepła przez puławski zakład podwyższa stopę zwrotu z tej inwestycji – dodaje. Tymczasem, jak poinformowała PAP, plany budowy bloków gazowo-parowych wstrzymał ZE PAK.