Strajk w Jastrzębskiej Spółce Węglowej wybuchł 28 stycznia, tuż po tym, kiedy zarząd ogłosił chęć dyscyplinarnego zwolnienia dziewięciu liderów związkowych za zorganizowanie nielegalnego w jego ocenie strajku. Choć władze firmy już dawno wycofały się z tego zamiaru, to strajk trwa w najlepsze, a protesty górnicze przyjmują coraz bardziej radykalne formy. – To już nie walka o przyszłość spółki, ale wyłącznie o głowę prezesa Jarosława Zagórowskiego – tak sytuację na Śląsku komentuje większość ekspertów, z którymi rozmawialiśmy. Ta walka pociąga za sobą konsekwencje finansowe, które przełożą się na i tak już kiepskie wyniki JSW.
Kopalnie stanęły
Analitycy szacują, że przez dziewięć dni strajku (w tym siedem dni roboczych) kopalnie JSW nie wydobyły już około 0,5 mln ton węgla. Jak szacuje sama spółka, każdy dzień przestoju oznacza utratę średnio 27,5 mln zł przychodów. To daje w sumie niemal 200 mln zł.
– To w mojej ocenie przełoży się na zmniejszenie EBITDA (zysk netto plus amortyzacja) co najmniej o 100 mln zł, gdyż w pewnym stopniu straty przychodów mogą zostać zbilansowane poprzez niewypłacenie pracownikom wynagrodzeń za każdy dzień strajku – szacuje Paweł Puchalski, analityk DM BZW BK.
Dodatkowe miliony złotych to straty wynikające z ewentualnego ograniczenia mocy w koksowniach. – Natomiast gdyby hipotetycznie baterie koksownicze zostały zniszczone, to mówilibyśmy już o miliardach złotych koniecznych do odbudowy instalacji – podkreśla Puchalski. Zastrzega jednak, że nie zakłada takiego scenariusza. – Bo to oznaczałoby definitywny i bezapelacyjny koniec JSW.
To właśnie przyszłość pieców koksowniczych, których nie można wygasić, bo ulegną zniszczeniu, najbardziej martwi dziś analityków. JSW połowę wydobywanego węgla koksowego przeznacza właśnie dla swoich pięciu koksowni. Zapasów już nie ma.