Według nich rozwój energetyki wiatrowej na Bałtyku, gdzie już swoje projekty o łącznej mocy 2,2 GW rozwijają Polska Grupa Energetyczna oraz Polenergia, może stać się kołem zamachowym dla naszej gospodarki po 2020 r. Przyczyni się do rozwoju m.in. przemysłu stoczniowego czy miedziowego. Beneficjentami będą też producenci stali i górnictwo.
– Budowa 6 GW mocy z wiatraków na morzu będzie największym stalochłonnym przedsięwzięciem ostatnich lat. Zapewni zużycie miliona ton stali, czyli ośmiokrotnie większe niż budowa 100 km autostrady – mówił Tomasz Marciniak, partner lokalny McKinsey & Company. – Do produkcji takiej ilości stali potrzebne będzie 180 tys. ton węgla energetycznego – wskazywał.
Co ważne, wiele polskich spółek prywatnych i państwowych ma już doświadczenie w produkcji i eksporcie komponentów do morskich wiatraków, m.in. kabli czy wież.
– W skali całej inwestycji zaawansowane technologie odpowiadają tylko za 30 proc. nakładów – zauważa Marciniak. Dlatego większość zadań przy takich projektach można byłoby zlecać lokalnym firmom nie tylko z Pomorza, bo te znajdujące się w łańcuchu dostaw morskiej energetyki wiatrowej są rozsiane po całej Polsce. – Rozwój energetyki morskiej w Polsce na poziomie 6 GW mocy mógłby skłonić nasze firmy do lokowania tu kolejnych zakładów produkujących elementy farm – twierdzi Marcin Putra, partner McKinsey & Company.
Taki dylemat ma teraz producent kabli Telefonika, który zastanawia się, czy wybudować fabrykę w Polsce czy w Wielkiej Brytanii. Przemysł nie rozwinie się u nas, jeśli rząd nie wskaże miejsca energetyki wiatrowej w miksie energetycznym państwa i nie zagwarantuje wsparcia dla rozwoju przynajmniej 6 GW mocy – przekonywali eksperci. Ale inwestycja zapewni pozytywną stopę zwrotu. Bo łączny wpływ morskiej energetyki wiatrowej na PKB Polski będzie o 23 proc. wyższy niż łączne dotacje na rozwój tego sektora – liczone na poziomie 42 mld zł.