Rynek zauważył decyzję kartelu, nawet na nią zareagował minimalną zwyżką cen do 48,90 dol. za baryłkę Brenta. Amerykańska WTI kosztuje teraz 46,96 dol. Bo na rynku w tej chwili jest tak dużo ropy, że takie sygnały odnoszą minimalny skutek.
OPEC zdecydował jednak, że w zarządzaniu produkcją powinien być bardziej aktywny, a nawet więcej nie tylko ma zamiar reagować na to, co się dzieje, ale i decyzjami wyprzedzać zmiany. Jak to będzie się odbywało? No właśnie, w tym problem. Bo strategia strategią, a interesy poszczególnych członków kartelu przeważają w indywidualnej polityce wydobywczej. Mało jest również prawdopodobne, aby OPEC - załóżmy - ciął wydobycie i pozwalał korzystać z wyższych cen producentom do kartelu nie należącym, takim chociażby jak Rosja, czy Meksyk, które w tej chwili pompują ile się da.
Ostatnio jednak udało się OPEC „zagadać" rynek obietnicą cięcia wydobycia o 5 proc, która została podjęta 28 września. Odniosła ona skutek, ropa podrożała o 13 proc., mimo że poza deklaracjami nic się nie wydarzyło. Nadal wydobycie wynosi prawie 34 mln baryłek dziennie, bo Nigerii i Libii udało się powrócić do większej produkcji, zaś Irak wyraźnie zwiększył eksport. Wydarzyło się więc tyle, że przez miniony miesiąc wszyscy producenci korzystali w wyższych cen.
Ostateczna decyzja w sprawie nowych limitów ma zostać podjęta 28 listopada. Nie wierzą w nią analitycy Goldman Sachs. Ich zdaniem coraz większe różnice zdań wewnątrz kartelu źle wróżą porozumieniu.