Rozpaczliwe pisma do spółek węglowych śle m.in. Tauron. Jak ustaliliśmy, zażądał od jednego z producentów węgla, by ten pilnie dostarczył mu dodatkowe ilości paliwa. Podkreślił, że jest to związane z bezpieczeństwem energetycznym kraju. Problem w tym, że polskie kopalnie tych dodatkowych wolumenów po prostu nie mają. To oznacza, że sytuacja robi się coraz bardziej dramatyczna.
– Spółki energetyczne są spółkami prawa handlowego i powoływanie się przez nie w negocjacjach z dostawcami na bezpieczeństwo kraju jest absurdalne – twierdzi Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki.
Pod kontrolą?
Tauron tłumaczy, że jego kopalnie pokrywają jedynie około 60 proc. zapotrzebowania grupy na węgiel, a resztę musi kupować od innych firm. – Większe zapotrzebowanie na węgiel wynika wprost z wyższej produkcji energii elektrycznej z jednostek wytwórczych grupy w stosunku do planów oraz z uwarunkowań okresu jesienno-zimowego – wyjaśnia Daniel Iwan z Tauronu. Zapewnia, że ma zagwarantowane bezpieczeństwo w zakresie dostaw podstawowych wolumenów węgla w sezonie zimowym. Skąd więc naciski na górnicze spółki? Tego nie wyjaśnia.
Także Polska Grupa Energetyczna zapewnia, że ma zagwarantowane dostawy paliwa, a w korespondencji z dostawcami jedynie informuje, że zgodnie ze statutem realizuje zadania związane z zapewnieniem bezpieczeństwa energetycznego Polski. Energa odmówiła komentarza, powołując się na klauzulę poufności.
Ministerstwo Energii zaś przekonuje, że monitoruje realizację dostaw węgla, jak i stan zapasów przy elektrowniach, który według resortu na koniec października sięgał 2,8 mln ton, przy minimalnym wymaganym zapasie wynoszącym 1,8 mln ton. Kolejne 2 mln ton to zapasy węgla składowane przy kopalniach.