Rada nadzorcza Grupy Azoty na ostatnim posiedzeniu odwołała prezesa Wojciecha Wardackiego i wiceprezesa Pawła Łapińskiego. Obaj stanowili trzon zarządu chemicznej grupy, ale też – co wiemy z nieoficjalnych źródeł – byli zaciekłymi wrogami. Jednocześnie rada powierzyła obowiązki prezesa dotychczasowemu wiceprezesowi Mariuszowi Grabowi do momentu wyłonienia nowego szefa spółki w drodze konkursu. Kolejnym krokiem może być utrata przez Wardackiego funkcji prezesa zależnych Polic.
Oczekiwana zmiana
Czarne chmury nad Wardackim wisiały już od kilku lat, ale jak dotąd dzierżył w dłoni solidny parasol polityczny. Uznawany jest on bowiem za człowieka Joachima Brudzińskiego – obecnego europosła, a wcześniej ministra spraw wewnętrznych i administracji. Po dojściu PiS do władzy Wardacki najpierw został prezesem należących do Grupy Azoty Zakładów Chemicznych Police, a następnie od grudnia 2016 r. równolegle zaczął szefować całej chemicznej grupie. Przez ten czas zdążył wejść w konflikt z dużą częścią zespołu – w tym z pozostałymi członkami zarządu i z członkami rady nadzorczej.
– Ostatnie miesiące były już nie do zniesienia. Trzeba było to przerwać, ale potrzebna była do tego determinacja niemal całego zespołu menedżerskiego – usłyszeliśmy ze źródeł zbliżonych do spółki. Ceną za dymisję Wardackiego było jednak usunięcie z zarządu kogoś z drugiej strony barykady. Padło na wiceprezesa Łapińskiego, który odpowiadał za finanse Azotów.
Wardacki nie miał też dobrych relacji ani z analitykami rynku, ani z dziennikarzami. Wszędzie węszył spisek. Znany był też z otwartej krytyki innych spółek Skarbu Państwa, w tym Orlenu, który rozbudowuje konkurencyjną fabrykę nawozów w zależnym Anwilu, czy Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa, które jest głównym dostawcą gazu do zakładów należących do Grupy Azoty.