Ceny akcji od końca grudnia wzrosły już o ponad 50 proc. i jak na razie końca wspinaczki nie widać. Co jakiś czas byki zatrzymują się w kolejnych obozach, w ramach których trwa aklimatyzacja przed dalszym marszem na północ. Jak pokazują obroty czy też wolumeny transakcji, nie jest to samotna wędrówka, lecz zorganizowana wycieczka inwestorów pokonujących co rusz kolejne trawersy. Daleka jest jeszcze droga do tego, aby grupa szerpów odłączyła się od górskiego peletonu, dlatego też JSW wciąż kusi wielu śmiałków do uczestnictwa w tym wspinaczkowym szaleństwie. Zapewne przyjdzie taki moment, w którym naczelny byk odpowiedzialny za zwyżki zatrzyma się niczym Forest Gump na tle doliny Monumentów. Biorąc jednak pod uwagę czas trwania bieżącej hossy, aktywne formacje oraz najbliższe długoterminowe opory, finał wciąż może być odległy.
Co tak naprawdę napędza hossę akcji JSW, skoro nastroje na GPW nie są już tak kolorowe jak w poprzednim kwartale? WIG20 od początku roku zdołał jedynie stracić na wartości, a branżowy benchmark WIG-górnictwo umocnić się zaledwie o kilka proc. Góry węgla należące do spółki są tak wysokie, że już nie tylko sprzedaż kluczowego surowca wchodzi w rachubę, ale i możliwość zaadaptowania ich przez górali na potrzeby zimowego szaleństwa. Ominięcie epidemiologicznych restrykcji i postawienie kilku orczyków mogłoby okazać się kwestią czasu, gdyby nie bezpieczeństwo narciarzy czy raczej jego brak. Zresztą przy obecnych cenach akcji JSW na giełdzie zjazd po hałdach węgla byłby równie rozsądny co wzięcie kredytu na akcje spółki w nadziei na dalszą hossą. A może jednak takie szaleństwo ma sens?
Najprostszą odpowiedzią na to pytanie jest ta, że popyt na akcje przewyższa ich podaż przy obecnej cenie. Kolejnym zadanym pytaniem nie powinno być już to, dlaczego tak się dzieje, gdyż jest to naturalne prawo ekonomii. Rosnące ceny koksu w Chinach, reaktywacja wygasłych pieców hutniczych, zwyżkujące zapotrzebowanie na stal, perturbacje na linii Chiny–Australia czy też niesprzyjająca aura w świecie kangurów – są to elementy cenotwórcze. Argumenty ex post można znaleźć w każdym rękawie analityka, jednakże są to już fakty w cenach. Pytanie co dalej? I najważniejsze: kiedy podaż zrówna się z popytem, stabilizując ceny JSW, czy też zmieniając trend na GPW?
Jak zawsze odpowiedzi na tak dziecinnie proste pytanie nie ma. Pozostaje zatem monitorować sytuację techniczną spółki na wykresach, definiować kluczowe poziomy oporu oraz badać reakcję byków i niedźwiedzi na pojawiające się formacje. Jak na razie kreski są na korzyść akcjonariuszy. Wyłamana linia trendu spadkowego, formacja chorągiewki czy poturbowana struktura oG&R zachęcają do dalszej wspinaczki. Okno pogodowe z pierwszej dekady lutego wydaje się przeciągnąć w czasie, a to znów zachęca spekulantów giełdowych do kontynuacji wędrówki po stromym już stoku.
Patrząc na historyczne notowania JSW, wierzchołek znajduje się na wysokości 142,7 zł, jednakże kluczowym wyzwaniem dla dotychczasowych śmiałków jest psychologiczny poziom 100 zł. W dotarciu na tak odległą półkę zapewne będzie przeszkadzał silnie wiejący wiatr z morskich farm mających wyprzeć na dobre węgiel z energetyki. Także co rusz schodzące ekolawiny spowodowane działaniem zwolenników odnawialnej energii czy pasjonatów elektrycznych wehikułów nie ułatwią wspinaczki. Z południa znów tłoczy się grupka izotopowych wizjonerów torpedujących trwającą ekspedycję i proklamujących utworzenie kolejnych obiektów turystycznych na wzór tych w Żarnowcu.