Dalszy wzrost cen to przede wszystkim efekt kontynuacji porozumienia o cięciu produkcji przez OPEC+. Obecnie cała grupa, która skupia ok. 40 proc. światowej podaży ropy, obniża produkcję o ok. 7 mln baryłek dziennie. Według wyliczeń Amerykańskiej Agencji Informacji Energetycznej globalny deficyt może sięgać nawet 2–3 mln baryłek dziennie. To wszystko następuje przy wciąż kulejącym popycie wobec okresu sprzed pandemii. EIA zakłada, że w lipcu popyt sięgnie ponad 98 mln baryłek dziennie. Jednocześnie uważa, że podaż się zwiększy, głównie za sprawą Brazylii, o 1 mln baryłek na dobę, oraz grupy OPEC+ na poziomie 3,5 mln baryłek dziennie. A jeśli stanie się inaczej? OPEC+ pomimo pierwotnych założeń nie zwiększył w tym roku mocno produkcji. Jeśli kartel wraz z takimi producentami jak Rosja czy Kazachstan utrzyma cięcia, deficyt na rynku ropy może sięgnąć astronomicznych poziomów i ujrzymy cenę powyżej 100 dolarów za baryłkę, pierwszy raz od 2014 r. Tym samym mógłby ziścić się koszmar kierowców, czyli ceny benzyny blisko 6 zł za litr. Nie jest to jednak scenariusz bazowy. Rosja od dłuższego czasu chce zwiększenia produkcji. Ponadto Iran może zwiększyć wydobycie o 2 mln baryłek na dobę w momencie powrotu porozumienia nuklearnego. Same ceny 100 dolarów za baryłkę mogłyby doprowadzić do destrukcji popytu, gdyż podnoszące się po pandemii gospodarki potrzebują cen ropy w granicach rozsądku.