Sposób na Albańczyka

Legia Warszawa sprzedała Ernesta Muciego do Besiktasu Stambuł za 10 milionów euro. Nikt nigdy w PKO BP Ekstraklasie nie zarobił na obcokrajowcu więcej.

Publikacja: 18.02.2024 11:31

Kwota transferu Ernesta Muciego do Besiktasu Stambuł – 10 mln euro oraz 10 proc. prowizji od kolejne

Kwota transferu Ernesta Muciego do Besiktasu Stambuł – 10 mln euro oraz 10 proc. prowizji od kolejnego transferu – zadowala obie strony.

Foto: Maciej Witkowski/REPORTER

Stołeczny klub został królem rynku transferowego. Legia na sprzedaży trzech piłkarzy – zespół latem opuścił jeszcze Maik Nawrocki, a już zimą kurs na Stany Zjednoczone wziął Bartosz Slisz – zarobiła blisko 20 mln euro. To kwota, która nie tylko pomoże w odbudowaniu nadszarpniętego w ostatnich latach przez sportowe niepowodzenia budżetu, ale także pozwoli na inwestycje w skład. Te z pewnością będą rozważne, co gwarantuje zdrowy rozsądek dyrektora sportowego Jacka Zielińskiego.

Legia zarobiła sporo, bo Muci trafił na Łazienkowską z KF Tirany trzy lata temu za pół miliona euro. Albańczyk zagrał dla warszawiaków 114 meczów, w których miał dziesięć asyst i strzelił 14 goli, dzięki czemu trafił nawet radar selekcjonera. Debiutu w drużynie narodowej doczekał się kilka miesięcy po transferze do Polski, ale dziś – choć jest w szerokiej kadrze reprezentacji i zapewne pojedzie na Euro 2024 – jest raczej w zespole prowadzonym przez Sylvinho ekskluzywnym rezerwowym, bo w ośmiu ubiegłorocznych meczach o stawkę spędził na boisku tylko 56 minut.

Magia pucharowej nocy

Kwota transferu – 10 mln euro oraz 10 proc. prowizji od kolejnego transferu – zadowala obie strony. Legia sprzedała piłkarza, który należał do jej liderów w Lidze Konferencji, gdzie strzelił pięć goli w 12 meczach, ale już w PKO BP Ekstraklasie częściej odgrywał drugoplanowe role. Występował regularnie, lecz nie imponował liczbami. Warszawiacy pobili rekord transferowy, sprzedając zawodnika, który jesienią zdobył na krajowych boiskach tylko cztery bramki i miał tylko jedną asystę.

Dyrektor Zieliński już kilka tygodni temu wyjaśniał, że Muci zwrócił na siebie uwagę innych klubów przede wszystkim wygranym przez Legię meczem z Aston Villą (3:2), co pokazuje wartość pucharowej nocy. Klub początkowo nie chciał go sprzedawać zimą, o czym mówił także właściciel Dariusz Mioduski, ale argumenty przedstawione przez Besiktas były przekonujące. Turcy oferowali podobno 6 mln euro, ale warszawiacy podbili stawkę. Muci został drugim najdroższym piłkarzem w dziejach Besiktasu, ale Libijczyk Al-Musrati (11 mln) do Stambułu trafi dopiero po sezonie.

Ogłoszeniu transferu Albańczyka towarzyszyły kolportowane w lokalnych mediach plotki – warszawski klub szybko je zdementował – o rzekomej roli prezydenta Andrzeja Dudy, na którego prośbę Legia miała się zgodzić sprzedać Muciego 5 mln euro taniej, niż początkowo planowała. Właśnie dlatego wiceprezes klubu Huseyin Yucel po podpisaniu kontraktu podziękował podobno zarówno Dudzie, jak i prezesowi Paris Saint-Germain Nasserowi Al-Khelaifiemu, który miał atuty piłkarza zachwalać.

Barwnej opowieści tureckich dziennikarzy trudno oczywiście dać wiarę, choć wypada przypomnieć, że prezes Besiktasu Hasan Arat faktycznie miał okazję spotkać prezydenta podczas ubiegłorocznych igrzysk europejskich, które wizytował jako członek komitetu wykonawczego Europejskich Komitetów Olimpijskich (EOC). Panowie później mogli się widzieć także podczas Europejskiego Kongresu Sportu i Turystyki w Zakopanem, gdzie niesiony entuzjazmem Duda ogłosił światu, że Polska postara się o prawo organizacji letnich igrzysk w 2036 roku.

Inwestują wciąż ostrożnie

Niezależnie od roli zewnętrznych doradców Muci został najdroższym transferem w dziejach klubu z Łazienkowskiej. Rekord należał wcześniej do Radosława Majeckiego, który po sezonie 2019/2020 trafił do AS Monaco za 7 mln euro. Bramkarz do dziś zagrał w księstwie 11 meczów, więc inwestycja wciąż się spłaca. Spośród obcokrajowców warszawiacy wcześniej najwięcej zarobili na odejściu Odreja Dudy. Herta Berlin zapłaciła za Słowaka 4,2 mln euro, ale to było dawno, bo siedem lat temu.

Transfer Muciego pokazuje, jak polskie kluby mogą skapitalizować mecze na europejskiej arenie. Właśnie międzynarodowe występy stały u podstaw innych rekordowych transferów. Prymusem na krajowym podwórku od lat pozostaje na tym polu Lech Poznań, który w ostatniej dekadzie na sprzedaży wychowanków zarobił ok. 60 mln euro, dzięki czemu – pisaliśmy o tym w „Parkiecie” 10 stycznia – akademia Kolejorza znalazła się wśród 100 najbardziej dochodowych w Europie według CIES Football Observatory, czyli Międzynarodowego Centrum Studiów Sportowych.

Rekord transferowy PKO BP Ekstraklasy wciąż należy do Kacpra Kozłowskiego (Pogoń Szczecin) oraz Jakuba Modera (Lech). Brighton zapłacił za nich po 11 mln euro. Kolejne miejsca na liście – obok Muciego – zajmują Jakub Kamiński (10 mln euro, VfL Wolfsburg), Michał Skóraś (6 mln euro, FC Brugge) i Jan Bednarek (6 mln euro, Southampton). Wszyscy byli piłkarzami poznańskiego klubu. Dopiero ósmy Sebastian Szymański zamienił za 5,5 mln euro Legię na Dynamo Moskwa.

Rekordowe sprzedaże nie przekładają się na zakupy, krajowi liderzy w zawodników inwestują raczej ostrożnie. Najwięcej na jednego piłkarza wydał Lech, ale 1,8 mln euro przeznaczone latem ubiegłego roku na Aliego Gholizadeha na razie się nie spłaciło, bo Irańczyk jesienią leczył kontuzje, a zimą wyjechał na Puchar Azji i wciąż nie miał okazji pokazać kibicom swojej piękniejszej twarzy. John Yeboah, za którego Raków pół roku temu zapłacił 1,5 mln euro Śląskowi Wrocław, zagrał w 28 meczach, strzelił cztery gole i miał cztery asysty, co także zachwytów w Częstochowie nie budzi.

Stan kasy się zgadza

Sprzedaż Muciego usatysfakcjonowała z pewnością właściciela klubu oraz księgowych, a zmartwiła – kibiców. Niektórzy uważają wręcz, że brak pozyskania odpowiedniego następcy to sygnał, że Legia w walce o mistrzowski tytuł wywiesza białą flagę, ale spokój wydaje się bardziej uzasadniony, skoro warszawiacy kilku zawodników, którzy wciąż budują swoją pozycję, pozyskali latem, a lukę po Albańczyku może wypełnić wracający do zdrowia i formy Bartosz Kapustka.

Warto jednocześnie zauważyć, że przy Łazienkowskiej między rundami nie ma już drzwi obrotowych, Zieliński w roli dyrektora sportowego postawił na stabilizację. Legia zimą sprzedała zawodników, których nie była w stanie zatrzymać, bo 10 mln za Muciego trudno było odrzucić, a środkowy pomocnik Slisz – Atlanta United zapłaciła za niego 3,2 mln euro – nalegał na transfer od dłuższego czasu, szukając nowych perspektyw oraz szansy rozwoju. Klub pozbył się ponadto zawodników, których nie potrzebował, bo ich pensje kosztowały więcej, niż wnosili umiejętnościami na boisko.

Lindsay Rose (Aris Saloniki), Patryk Sokołowski (Cracovia) oraz Robert Pich (Othellos) grali mało albo wcale i byli głównie obciążeniem dla budżetu. Igor Strzałek, Makana Baku i Cezary Miszta trafili zaś na wypożyczenia. Kadrę – poza piłkarzami z drużyny rezerw – uzupełniło dwóch zawodników. Legię wzmocnili Kosowianin Qendrim Zyba (FC Ballkani) oraz Japończyk Ryoya Morishita (Nagoya Grampus), ale to wypożyczenia, więc ruchy ograniczonego ryzyka.

Kadra drużyny jest dziś węższa, choć – przynajmniej na początku rundy wiosennej – trener Kosta Runjaić będzie łączył dwa fronty, bo jego zespół wciąż gra w Lidze Konferencji. Zwolennicy polityki kadrowej dyrektora sportowego zauważą z kolei, że trener niemal na każdej pozycji ma do dyspozycji dwóch zawodników, więc powodów do alarmu nie ma. Zieliński zakończył sprzątanie po poprzednim dyrektorze sportowym, porządkując kadrę oraz budżet. Dopiero teraz może myśleć o rozwoju i inwestycjach, gdy stan kasy w 180-milionowym budżecie wreszcie się zgadza.

Parkiet PLUS
100 lat nie kończy historii złotego, ale zbliża się czas euro
Parkiet PLUS
Wynikowi prymusi sezonu raportów
Parkiet PLUS
Dobrze, że S&P 500 (trochę) się skorygował po euforycznym I kwartale
Parkiet PLUS
Szukajmy spółek, ale też i inwestorów
Parkiet PLUS
Złoty – waluta, która przetrwała największe kataklizmy
Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?