Przykład Simeone pokazuje, że nie trzeba być najbardziej medialnym i pożądanym na rynku szkoleniowcem, by zasłużyć na królewski kontrakt. Jeszcze większym zaskoczeniem może być fakt, że Argentyńczyk dostaje w Atletico prawie dwukrotnie wyższą pensję niż kolejny na liście Guardiola w sponsorowanym przez rodzinę królewską ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich Manchesterze City. A przecież klub z Madrytu nie jest wspierany przez żadnego szejka czy oligarchę.
Według „L'Equipe", publikującej co roku listę zarobków trenerów w pięciu czołowych europejskich ligach, najmniejsze pieniądze otrzymują szkoleniowcy z niemieckiej Bundesligi. Najhojniej z nich wynagradzany Julian Nagelsmann pobiera w Bayernie ponad 600 tys. euro miesięcznie.
Diego Simeone (Atletico Madryt) 3,33 mln euro miesięcznie
Ponad dziesięć lat spędzonych w klubie z europejskiej czołówki to w dzisiejszych czasach wynik zasługujący na najwyższy podziw i uznanie.
Jeszcze bardziej, gdy spojrzymy, co przez tę dekadę Argentyńczyk osiągnął. Przychodził do klubu, któremu groził spadek, a już pół roku później zdobył pierwszy z dwóch pucharów Ligi Europy (2012, następny w 2018), potem dwukrotnie awansował do finałów Ligi Mistrzów (2014, 2016) i wywalczył dwa tytuły mistrza Hiszpanii (2014, 2021). Przerwał duopol Realu i Barcelony. Z zespołu, który był średniakiem, uczynił ekipę, której obawiają się giganci. Nic dziwnego, że dla szefów Atletico wart jest każdych pieniędzy.
– Trofea są ważne, ale dla mnie największą nagrodą są postępy, jakie robią zawodnicy – powtarza, a swoim podopiecznym wpaja, że walecznością i determinacją można pokonać lepszych. Sam jako piłkarz był wojownikiem, który wolał być zniesiony z murawy, niż się poddać, i tego samego oczekuje od swoich graczy.