Barack Obama napędza zbrojeniowy interes

Producenci pistoletów, karabinów i amunicji mogą być wdzięczni amerykańskiemu prezydentowi. Jego ataki na drugą poprawkę do konstytucji napędzają popyt na ich wyroby. Kursy akcji tych firm gwałtownie rosły w ostatnich latach

Aktualizacja: 15.02.2017 08:07 Publikacja: 07.02.2013 15:00

Amerykanie w ostatnich latach masowo wykupywali broń palną, gdyż boją się, że rząd ograniczy im praw

Amerykanie w ostatnich latach masowo wykupywali broń palną, gdyż boją się, że rząd ograniczy im prawo do jej posiadania.

Foto: Archiwum

Jest w USA prężna branża przemysłu, która nie odczuła kryzysu. W ostatnich latach rozwijała się szczególnie szybko, dając się mocno wzbogacić inwestorom. Pomimo to wielu polityków z Waszyngtonu chciałoby jej zaszkodzić. Do jej wrogów należy m.in. prezydent Barack Hussein Obama, ale paradoksalnie jego działania uczyniły ten sektor potężniejszym. Producenci broni palnej, bo o nich mowa, pod rządami Obamy przeżywają bezprecedensowe prosperity. Popyt na ich wyroby mocno rośnie, podobnie jak notowania ich akcji. Walory Smith &?Wesson, największego producenta broni palnej w USA, zyskały od początku 2012 r. 97 proc., a od początku 2009 r. 277 proc. Jego konkurent Sturm, Ruger & Company odnotował w tym czasie wzrost akcji odpowiednio o 63 proc. oraz o 780 proc. Szacunki za 2012 r. mówią, że cała branża miała 11,7 mld USD sprzedaży oraz 993 mln USD zysków. Sama tylko sprzedaż Smith & Wesson wyniosła 412 mln USD i była o 23 proc. większa niż w 2009 r.

Obama straszy obywateli

Amerykańscy producenci broni czasem żartują, że Barack Obama jest najlepszym sprzedawcą ich wyrobów. Analitycy komentując wyniki tych spółek oraz zachowanie kursów ich akcji mówią już nawet o „zwyżce Obamy". Ważnym czynnikiem napędzającym koniunkturę w branży są bowiem wysiłki prezydenta oraz polityków z Partii Demokratycznej zmierzające do ograniczenia Amerykanom dostępu do broni palnej. Obama już w 2008 r. był postrzegany jako polityk niechętny drugiej poprawce do konstytucji (gwarantującej obywatelom możliwość posiadania broni oraz zrzeszania się w ochotniczych milicjach) i robił wszystko, by to wrażenie pogłębić. Nic dziwnego, że Amerykanie – ludzie, w których tradycji posiadanie broni palnej jest wyznacznikiem wolności osobistej – poczuli się zaniepokojeni i zaczęli skupować broń, zanim zmiany legislacyjne uczynią to trudniejszym. Nieprzypadkowo więc Smith & Wesson była jedną z nielicznych spółek, które zyskiwały na giełdzie nowojorskiej na pierwszej sesji po reelekcji Obamy.

Ale sukces branży to nie tylko zasługa politycznych dążeń amerykańskiego prezydenta. Wzrost sprzedaży broni palnej w USA to trend obserwowany od ponad dziesięciu lat. Amerykanie reagują w ten sposób zarówno na wzrost przestępczości pospolitej związany z kryzysem gospodarczym, jak i na zagrożenie terroryzmem. To również wynik wzrostu popularności sportów strzeleckich. Ale Obama mocno się przyczynił, by ten trend umocnić. Przez pierwsze trzy i pół roku jego rządów FBI dokonała blisko 50 mln rutynowych kontroli związanych z zakupami broni palnej przez Amerykanów. W ciągu pierwszej kadencji Busha Jra. było takich kontroli – a więc również legalnych transakcji sprzedaży broni o połowę mniej. Obama i jego machina PR-owska eksploatują w mediach przypadki, w których osoby niestabilne psychicznie dokonują masakr z użyciem broni palnej. Przynosi to jednak efekt odwrotny do zamierzonego. Amerykanie „bombardowani" przez media makabrycznymi historiami o szkolnych strzelaninach czują się zagrożeni, więc kupują broń. W tydzień po masakrze w kinie „Aurora" w lipcu 2012 r. liczba wniosków o zakup broni palnej wzrosła o 40 proc. W dzień po strzelaninie w szkole w Newtown sprzedano 120 –130 tys. sztuk broni palnej. Szczególną popularnością cieszyły się karabiny Bushmaster, czyli broń użyta przez sprawcę masakry w Newtown. Wielu Amerykanów denerwuje hipokryzja lobby przeciwników drugiej poprawki. Obama oraz inni politycy chcący ograniczać praworządnym obywatelom dostęp do broni.

O ile polityczna propaganda często przedstawia amerykańskich miłośników broni palnej jako niebezpiecznych, skrajnie prawicowych ekstremistów, to dane statystyczne wskazują, że pęd do posiadania broni jest w USA dosyć powszechny. Według instytutu Gallupa w 1959 r. 60 proc. Amerykanów chciało wprowadzania zakazów posiadania broni palnej. Obecnie za takim rozwiązaniem opowiada się jedynie 26 proc. respondentów. O ile w 2009 r. do posiadania broni palnej przyznawało się 30 proc. wyborców głosujących na demokratów, to obecnie jest to już 40 proc. Odsetek kobiet posiadających broń palną wzrósł z 13 proc. w 2005 r. do 23 proc. w 2013 r. Od początku kadencji Obamy kupiono legalnie w USA blisko 67 mln sztuk broni palnej. Największym sprzedawcą broni palnej w Stanach Zjednoczonych stała się w ostatnich latach sieć hipermarketów Wal Mart. Amerykanie kochają broń jeszcze bardziej niż kilka lat temu.

– Warta 4,1 mld USD branża strzelectwa sportowego rośnie, choć gospodarka jest anemiczna. Jesteśmy dumni i wdzięczni, że nasz sektor wspiera miejsca pracy w produkcji i w sprzedaży detalicznej w tych trudnych czasach – deklaruje w rozmowie z amerykańskim „Forbesem" Steve Sanetti, przewodniczący Narodowej Fundacji Sportów Strzeleckich (NSSF).

Stymulowanie gospodarki

Sukces amerykańskiej branży zbrojeniowej to również w dużej mierze zasługa zamówień rządowych. 60 proc. rynku w USA to klienci z sektora prywatnego, 25 proc. wojsko, a 15 proc. policja, Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz inne instytucje porządku publicznego. Ta część rynku jest jednak ostatnio bardziej ryzykowna od szybko rozwijającego się sektora konsumenckiego. Budżetowi Pentagonu grożą bowiem w tym roku cięcia, a wydatki na policję są zmniejszane na poziomie stanowym i lokalnym już od dłuższego czasu. Smith & Wesson w swoich raportach kwartalnych zaznacza więc, że oszczędności fiskalne są jednym z największych czynników ryzyka dla jego zysków.

Amerykańscy producenci pistoletów, karabinów i amunicji produkują również dużo na eksport. Szacunki mówią, że w 2012 r. sprzedali za granicą swoje wyroby warte 4,4 mld USD. 40 proc. sprzedaży przypadło na: Kanadę, Wielką Brytanię i Meksyk.

Szansa dla zagranicy

Ze zbrojeniowego boomu w USA korzystają również zagraniczni producenci. Nie tylko takie marki jak austriacki Glock, ale również fabryki zbrojeniowe zza dawnej Żelaznej Kurtyny. To właśnie amerykańskie zamówienia dają zarobić zakładom Iżmasz w Iżewsku, producentowi popularnego karabinu maszynowego AK-47 Kałasznikow. Do USA sprzedają one cywilną wersję swojego sztandarowego produktu – karabin Saiga, który konkuruje na tamtejszym rynku z amerykańskim klasykiem, czyli AR-15. W 2011 r. sprzedaż produktów z Iżewska w USA wzrosła aż o 50 proc. W samej Rosji i na tradycyjnych rynkach eksportowych Iżmasz odczuwa poważną dekoniunkturę. Rosyjska armia w ostatnich latach drastycznie redukowała zamówienia (w jej magazynach wciąż zalegają kałasznikowy wyprodukowane w poprzednich latach), a kraje Trzeciego Świata są zalewane tanimi, bardzo często chińskimi, podróbkami kałasznikowów. Krucjata Obamy wymierzona w broń palną, napędzająca popyt w USA, okazała się więc dla Iżmaszu oraz wielu innych producentów broni z całego świata darem niebios. To dowodzi starej prawdy, że zakazany owoc smakuje najlepiej, a próby wprowadzenia prohibicji są rzadko skuteczne.

[email protected]

Czy dalej regulować sprzedaż broni palnej w USA?

Wbrew popularnemu mitowi, w wielu stanach USA?obowiązują już od dawna dosyć surowe przepisy ograniczające dostęp do broni palnej. Stany Zjednoczone to kraj o dużym zróżnicowaniu lokalnym, jeśli chodzi o interpretację drugiej poprawki do konstytucji. I tak w Dystrykcie Kolumbii obywatelowi jest bardzo trudno legalnie kupić broń (co skutkuje tam m.in. dużą przestępczością pospolitą), ale w Teksasie, na Alasce czy też nawet w „lewicowym" Massachusetts ograniczenia są śladowe. Debata publiczna w USA toczy się obecnie głównie na temat nowych ograniczeń, które wprowadzone zostałyby na poziomie federalnym. Obie strony tej dyskusji wykorzystują mocne argumenty, większość faktów stoi jednak po stronie obrońców prawa do posiadania broni. W latach 2008–2010, mimo że liczba legalnej broni palnej w USA wzrosła, ilość morderstw z użyciem pistoletów i karabinów spadła o 11 proc., a od 1993 r. o 51,5 proc. Zwolennicy ograniczeń wskazują natomiast na wzrost przypadków masakr dokonywanych przez szaleńców. Obrońcy prawa do posiadania broni zbijają zwykle ten argument i wskazują, że niemal wszyscy sprawcy tych masakr brali leki antydepresyjne. Sugerują więc, by większej regulacji poddać przemysł farmaceutyczny oraz psychiatrię.

Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy