Dlaczego chciałby pan wydłużyć z powrotem sesję o pół godziny?
Sesja został skrócona testowo na okres do końca roku. Jest już właściwy czas, by przeanalizować efekty tej decyzji. Rozstrzygnięcie powinno nastąpić do grudnia. Moje obserwacje wskazują, że znaczna część inwestorów indywidualnych opowiada się za handlem w tych samych godzinach, w jakich handluje się na głównych parkietach w Europie. A dla nas – wszystkich podmiotów obsługujących rynek – potrzeby inwestorów powinny być kluczowym, choć oczywiście niejedynym, czynnikiem decydującym. A ze szczególną uwagą należy wsłuchiwać się w oczekiwania inwestorów indywidualnych – oni zasadniczo są w trudniejszej sytuacji niż profesjonalni inwestorzy instytucjonalni, więc należy szukać rozwiązań, które podniosą ich komfort funkcjonowania. Teraz ten komfort, zwłaszcza w przypadku najbardziej aktywnych inwestorów, jest zbyt niski. W sytuacji, kiedy można handlować na innych rynkach europejskich, obserwując często dynamiczne zmiany na giełdach amerykańskich, my mamy proponować five o'clock tea? Przecież tu chodzi o inwestowane pieniądze. Inwestowanie pasywne odchodzi do lamusa. A my do lamusa nie będziemy zmierzać. Proszę też pamiętać, że po 17.00 inwestorzy indywidualni mają całe mnóstwo innych możliwości inwestycyjnych i bardzo chętnie z nich korzystają. Jeśli pozbawimy ich możliwości handlu na giełdzie, będą coraz śmielej się od nas odwracali. Ponadto ten europejski standard 17.30 z czegoś wynika.
Czy te dodatkowe pół godziny jest w stanie zwiększyć płynność na naszym rynku, bo rozumiem, że to ona jest najważniejsza?
Tak, chodzi o płynność. Na rynku będzie coraz więcej inwestorów handlujących aktywnie, technicznie, daytraderów... Oni potrzebują zmienności i impulsów transakcyjnych. Nie stosują strategii pasywnych. To generuje płynność.
Maklerzy twierdzą, że na dłuższej sesji skorzysta wyłącznie GPW, a dla domów maklerskich są to jedynie dodatkowe koszty. Czy tak przypadkiem nie jest w rzeczywistości?