Temat jest godny kontynuacji, bo ostatni szokowy wzrost rentowności obligacji skarbowych w strefie euro pokazuje, że trendy inflacyjne zaczynają zyskiwać na znaczeniu w skali globalnej. Wszystko to wpisuje się również w trwające od miesięcy rozważania związane z podwyżkami stóp procentowych w USA.
Potrzebna modyfikacja
W temat świetnie się też wpasowuje aktywność publicystyczna byłego szefa Fedu Bena Bernanke. Wśród komentarzy, które pojawiły się na blogu głównego architekta amerykańskiej polityki pieniężnej ostatnich lat, najbardziej konkretnym wydaje się artykuł poświęcony tzw. regule Taylora.
Reguła ta, stworzona ponad 20 lat temu przez ekonomistę Johna Taylora, jest próbą mechanicznego opisania zmian stóp procentowych w USA. Taylor dostrzegł, że chociaż w teorii Fed podejmuje decyzje na podstawie rozmaitych analiz i subiektywnych opinii, to ostatecznie kierunek polityki wyznaczony jest przez dwie zmienne: bieżący poziom inflacji oraz tzw. lukę popytową (ang. output gap). O tym za chwilę.
Choć celem swego artykułu Bernanke uczynił krytykę mechanicznej formuły Taylora (twierdząc, że polityka pieniężna to skomplikowana rzecz), to przy okazji zaproponował zmodyfikowaną wersję tej formuły, która jeszcze lepiej tłumaczy decyzje Fedu niż pierwotny wzór. Wydaje się, że sprawa ta jest szczególnie godna uwagi, bo pozwala wyrobić sobie opinię na temat tego, w jakim miejscu cyklu jesteśmy.
Formuła Taylora–Bernanke wygląda tak: