Polskie indeksy giełdowe pozostają w tyle za rynkami rozwiniętymi. Szczególnie widać to na przykładzie WIG20, zrzeszającego największe i najbardziej płynne spółki z GPW. O ile w ciągu minionych trzech lat amerykański S&P 500 wzrósł o ponad 56 proc., podobnie jak francuski CAC40, a niemiecki DAX aż o 76 proc., o tyle polski wskaźnik blue chips zyskał ledwie 4,2 proc. Hossa wyraźnie omija polską giełdę, mimo że gospodarka naszego kraju ma się całkiem dobrze. Słabość WIG20 widać także w porównaniu z indeksami rynków wschodzących – Hang Seng z Hongkongu wzrósł w omawianym okresie o prawie 38 proc., w takim samym stopniu jak turecki BIST 100, pomimo niepokojów politycznych w tym kraju. Z kolei indeks polskiego szerokiego rynku, czyli WIG, zyskał w tym czasie 34 proc.
Czy podstawowym problemem WIG20, składającego się głównie z banków, firm surowcowych i energetycznych, jest jego struktura, nieodzwierciedlająca sytuacji w polskiej gospodarce?
To nie tylko kwestia struktury
– Bez względu na przyjęte założenia w konstrukcji WIG20 – czy musi koniecznie odzwierciedlać sytuację giełdową (kapitalizacja, płynność), czy też raczej powinien obrazować stan gospodarki (dopasowanie struktury indeksu do charakteru gospodarki i pominięcie wskaźników kapitalizacyjno-płynnościowych) – i tak problemem pozostanie brak odpowiedniej liczby notowanych na GPW przedstawicieli wszystkich istotnych branż – uważa Roland Paszkiewicz, dyrektor biura analiz w CDM Pekao. Podkreśla, że pierwotnym problemem naszych indeksów jest to, że niedostatecznie dobrze odzwierciedlają wydarzenia z polskiej gospodarki. – Są przecież branże, które kwitną, jak choćby meblarska, ale reprezentanci tego sektora nie mają dużych udziałów w indeksach, więc wzrost ich notowań nie jest widoczny. Poza tym często się zdarza, że to nienotowane spółki córki globalnych firm odpowiadają za rozwój danej branży w polskiej gospodarce – dodaje Paszkiewicz.
Jego zdaniem to nie konstrukcja polskich indeksów jest główną i jedyną przyczyną ich słabości wobec rynków rozwiniętych. – Również pozostałe indeksy z naszego regionu są daleko od szczytów z 2007 r. Zatem o słabości WIG20 zadecydowały również globalne tendencje na rynkach finansowych. Poza tym hossa na rynkach rozwiniętych w ostatnich latach napędzana była przez branże nowych technologii, biotechnologii, IT, elektroniki użytkowej, które na warszawskiej giełdzie są bardzo słabo reprezentowane – zaznacza Paszkiewicz.
Czy zdaniem władz warszawskiej giełdy skład WIG20 powinien być bardziej zróżnicowany i zawierać więcej firm reprezentujących inne branże gospodarki? – Portfel WIG20 obejmuje największe i najbardziej płynne spółki. W tej grupie są firmy przeważnie z takich branż jak banki, energetyka i paliwa. WIG20 jest odwzorowaniem struktury branżowej całego rynku: na przykład banki w WIG20 i w całym rynku mają 35 proc. udziałów, podobnie jest ze spółkami energetycznymi, które w WIG20 mają 14 proc., a w całym rynku jest to 11 proc. udziałów – wylicza Tomasz Wiśniewski, przewodniczący Komitetu Indeksów Giełdowych GPW. Na zmianę zasad kwalifikacji spółek do WIG20 także się nie zanosi. – Metodyka indeksów GPW jest zgodna ze standardami światowymi. Giełda cały czas analizuje i konsultuje zasady konstrukcji indeksów z uczestnikami rynku – po to jest m.in. komitet indeksowy. Jednak sztuczna ingerencja jest w takich sytuacjach zdecydowanie niewskazana, bo w jej efekcie indeksy mogą stracić swoją wiarygodność – argumentuje Wiśniewski.