Gdy agencja Standard & Poor's obcięła polski rating kredytowy, analitycy Societe Generale wskazali, że węgierskie aktywa mogą skorzystać na zamieszaniu wokół naszego kraju. Ledwie pięć lat temu Węgry były uznawane za rynkowego pariasa, państwo wzbudzające wielki niepokój inwestorów, kraj, któremu może grozić odcięcie od międzynarodowych rynków, wykluczenie z UE i wszystko, co najgorsze. Teraz są uznawane za rynek na tyle atrakcyjny, by przyciągać kapitał odwracający się od Polski. BUX, główny indeks giełdy w Budapeszcie, zyskał w 2015 r. aż 46 proc. i był wówczas jednym z najlepszych indeksów giełdowych świata. Od początku 2016 r. stracił blisko 3 proc., ale i tak radzi sobie dosyć dobrze na tle ogólnoświatowej przeceny. WIG stracił w tym czasie ponad 7 proc. Forint lekko umocnił się zaś wobec dolara od początku stycznia, mimo że wiele innych walut z rynków wschodzących wówczas traciło. Czyżby inwestorzy uznali, że Orban jest nie taki zły, jak go zaniepokojeni liberałowie malują?
Mało płynny rynek
Wyciąganie wniosków o sytuacji na Węgrzech na podstawie zachowania indeksu giełdowego może być mylące. Wszak w zeszłym roku świetnie radziły sobie też indeksy parkietów w Argentynie i Wenezueli, czyli krajów zmagających się z ogromnymi problemami gospodarczymi, politycznymi i społecznymi. Trzeba również wziąć pod uwagę, że giełda w Budapeszcie to rynek mały i o niewielkiej płynności.
– BUX, główny indeks giełdy Budapeszcie, to wyjątkowy wskaźnik. Jego zachowanie jest właściwie zależne od trzech spółek. Przedsiębiorstwo farmaceutyczne Richter Gedeon Nyrt, bank OTP oraz koncern paliwowy MOL mają w nim po ponad 25 proc. udziałów, a łącznie przekraczają one 85 proc. Dziesięć najmniejszych spółek z grona czternastu stanowi nieistotne tło dla notowań wspomnianej trójki i Magyar Telekom, gdyż ma łącznie niespełna 5-proc. wagę w średniej giełdowej – mówi „Parkietowi" Bartosz Sawicki, kierownik departamentu analiz w TMS Brokers.
Optymizm na węgierskim rynku został rozpalony przez sygnały mówiące, że rząd Orbana zaczyna prowadzić bardziej probiznesową politykę. M.in. obniżył podatek bankowy. Ponadto ryzyko polityczne w przypadku Węgier wyraźnie spadło. Rząd Orbana już dawno temu wdrożył wszystkie rozwiązania mogące straszyć inwestorów i teraz może sobie pozwolić na luzowanie śruby. Węgierskiemu rynkowi sprzyjały również czynniki zewnętrzne. – W 2015 r. silne odbicie indeksu było zasługą wzrostów kursu OTP na początku ubiegłego roku. Dodajmy, że wtedy na giełdach Europy Zachodniej panowała silna hossa związana z uruchomieniem programu QE przez Europejski Bank Centralny. Ostatnie miesiące można określić mianem konwergencji pomiędzy rynkami: ryzyko polityczne w przypadku aktywów węgierskich wraz ze stabilizacją wewnętrzną i zewnętrzną gospodarki (poprawa sytuacji w bilansie płatniczym) zaczęło nieco maleć. W przypadku Polski – odwrotnie – premia za ryzyko polityczne z czynnika drugorzędnego w kwietniu stała się czynnikiem pierwszoplanowym w styczniu – wyjaśnia Sawicki.
Gdy w zeszłym roku Narodowy Bank Węgier przejął giełdę w Budapeszcie z rąk austriackiej grupy CEESEG, jakoś nie było słychać komentarzy mówiących, że „nacjonalistyczny węgierski rząd niszczy dorobek dwóch dekad liberalnych reform". Bo to malutka giełda. Wśród komentatorów dominowało przekonanie, że państwowy zarządca być może będzie w stanie giełdę w Budapeszcie jakoś rozruszać. Biorąc pod uwagę nawet ogólną sytuację na światowych rynkach, będzie to jednak zadanie bardzo trudne. – Giełdy rynków wschodzących pozostaną w cieniu rynków rozwiniętych. Już choćby z tego powodu nie ma powodów, by oczekiwać silnej zwyżki BUX – uważa Sawicki.