Na rynku energii elektrycznej w Polsce mamy do czynienia z dużymi zawirowaniami dotyczącymi cen prądu dla końcowych odbiorców na ten rok. Czy mogą one spowodować istotny spadek obrotów na TGE?
W naszej ocenie wprowadzone ostatnio regulacje nie powinny mieć bezpośredniego wpływu na funkcjonowanie TGE. Giełda nie prowadziła szczegółowych analiz w tej sprawie, gdyż nowe przepisy dotyczą relacji sprzedawców z odbiorcami końcowymi, a nie bezpośrednio nas. Ponieważ co do zasady zaproponowany mechanizm polega na tym, aby utrzymać zeszłoroczne ceny według pewnego modelu, jednocześnie rekompensując spółkom różnice w ponoszonych kosztach, które związane są z tym mechanizmem, to mogłoby się wydawać, że nie powinno to zaburzyć hurtowego rynku energii elektrycznej. Słów „mogłoby się wydawać" użyłem celowo, ponieważ mamy niepewność, co będzie po 2019 r., a transakcje na TGE zawierane będą nie tylko na ten rok, ale także na lata następne. Uczestnicy rynku oczekują teraz na szczegółowe regulacje, które pokażą, na jakich zasadach będą otrzymywać rekompensaty za utrzymanie cen prądu na wcześniejszych poziomach. Z tym związana jest niepewność. W ubiegłym roku wprowadzano przepisy dotyczące 100-proc. obliga giełdowego na sprzedaż prądu, natomiast dwa lata temu wchodziły w życie regulacje MiFID (europejska dyrektywa dotycząca rynku instrumentów i produktów finansowych – red.). W wyniku istniejącej wówczas niepewności dało się zauważyć wahania obrotów na TGE. Nie mogę zatem wykluczyć, że pośrednio obecne regulacje również mogą wpłynąć na zachowania uczestników rynku. Może – ale nie musi – wystąpić na przykład taka sytuacja, w której firmy będą wstrzymywać się z kontraktacją na 2020 r. do czasu, aż więcej wyjaśni się w sprawie rekompensat.
Niedawno prezes URE złożył do prokuratury zawiadomienie dotyczące możliwości popełnienia przestępstwa polegające na manipulacji cenami energii elektrycznej na TGE. Czy faktycznie do takich manipulacji mogło dochodzić i czy giełda mogła coś zrobić, aby im przeciwdziałać?
W tej sprawie ważne jest zrozumienie, na jakich zasadach działa giełda. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że zapewnia miejsce do handlu, dba o transparentność i anonimowość transakcji, musi sprostać wielu wymaganiom formalno-prawnym od przepisów krajowych po europejskie oraz zapewnić bezpieczeństwo rozliczeń. Ponadto jesteśmy pod nadzorem dwóch regulatorów, czyli URE i KNF. Jeśli obserwujemy na rynku zdarzenia, które budzą nasze wątpliwości co do ich zgodności z obowiązującymi przepisami, to oczywiście informujemy o nich organy nadzorcze. Odnosząc się bezpośrednio do zawiadomienia prezesa URE, mogę jedynie powiedzieć, że nie możemy i nie chcemy komentować publicznie zachowań poszczególnych uczestników rynku. Z jednej strony jest to związane z tajemnicą, która nas obowiązuje, a z drugiej nie mamy pełnej wiedzy na temat sytuacji, której dotyczy zawiadomienie do prokuratury. To organy nadzorcze mają szeroki dostęp do informacji o rynku. Uzyskują je nie tylko od TGE, ale także bezpośrednio od innych uczestników rynku, którym mogą zadawać wiążące pytania. Ponadto trzeba pamiętać, że na rynku towarowym nie widzimy wszystkich transakcji dotyczących danego produktu. W ubiegłym roku obligo giełdowe dotyczące handlu energią elektryczną wynosiło 30 proc. Wprawdzie w tym roku wynosi już 100 proc., ale są pewne wyłączenia. Wreszcie pamiętajmy, że trwające postępowania dotyczą dalszych wyjaśnień, jeszcze niczego nie przesądzają. Reasumując, z perspektywy TGE, trudno nawet ocenić ich zasadność. Jednocześnie URE wskazuje jednak, że na rynku nie mogą dziać się rzeczy dowolne i że prowadzi nad nim nadzór, a to należy postrzegać pozytywnie.
Niezależnie od tego, czy faktycznie doszło do manipulacji cenami prądu, czy nie, nie obawia się pan, że informacje o nieprawidłowościach w handlu energią mogą mieć negatywny wpływ na postrzeganie TGE, a w konsekwencji i na giełdowe obroty?