Jak zapatruje się pan na trwający kryzys spowodowany pandemią?
Podczas mojej pracy zawodowej miałem już do czynienia z kilkoma kryzysami, ale ten jest specyficzny. Mogą na nim zyskać branże nastawione na cyfryzację. Natomiast patrząc szeroko, cała gospodarka znacząco ucierpi. Myślę, że czeka nas od trzech (jeśli nie będzie drugiej fali zachorowań) do sześciu kwartałów perturbacji gospodarczych. Przy czym Europa Środkowo-Wschodnia pozostanie na tle całej Europy atrakcyjnym regionem.
Jeśli chodzi o fundamenty gospodarcze, to ten kryzys jest dużo „zdrowszy" niż poprzednie. Na przykład załamanie rynków w 2008 r. wynikało z przegrzanego, wręcz chorego, sektora finansowego. Charakter obecnego kryzysu jest zupełnie inny i wynika z czynników zewnętrznych. Jest niestety ryzyko, że będziemy mieli drugą fazę kryzysu (zamiast U będzie W) już o podłożu finansowym związanym z nadmiernym zadłużeniem przedsiębiorstw i krajów.
Dlaczego?
Bo w czasach dobrej koniunktury firmy nie koncentrują się tak mocno na efektywności i wydajności. Natomiast gdy trzeba zaciskać pasa, szukają optymalnych rozwiązań. To napędza cyfryzację. Ponadto lockdown doprowadził do tego, iż w świecie cyfrowym pojawiło się wielu nowych klientów i już w nim pozostaną. I ostatni aspekt: tradycyjna gospodarka będzie się zmagała przez najbliższe kwartały z restrukturyzacją wywołaną lockdownem, co spowoduje wzrost atrakcyjności i konkurencyjności świata cyfrowego.