Pożegnanie z futbolem miał godne. Bramka, wysokie zwycięstwo Bayernu, przypieczętowany kolejny tytuł mistrza Niemiec. Można powiedzieć: wymarzone zejście z piłkarskiej sceny.
– Na początku w ogóle nie tęskniłem za murawą. Przez pół roku nie obejrzałem ani jednego meczu. Wreszcie mogłem zająć się rodziną. Z czasem obudził się jednak we mnie gen sportowca, siedzenie mnie męczyło, pojawiły się myśli, że mógłbym jeszcze pograć – przyznał Robben.
Nie jest łatwo rozstać się z futbolem, kiedy grało się w finale mundialu, poznało szatnie Realu i Chelsea, praktycznie co roku zdobywało trofea. W Monachium uzbierał ich najwięcej (20), przez dekadę rozegrał ponad 300 meczów, zanotował sto asyst i strzelił blisko 150 goli, w tym zwycięskiego w finale Ligi Mistrzów w 2013 roku. Do Bayernu przechodził za 25 mln euro, w najlepszym momencie kariery wyceniany był na 40 mln euro.
Szczęśliwi mieszkańcy
Bawaria stała się jego drugim domem, nic więc dziwnego, że to właśnie w ośrodku treningowym przy Saebener Strasse postanowił zadbać o powrót do formy. Kiedy pod koniec maja do mediów trafiły zdjęcia Robbena w otoczeniu byłych kolegów, m.in. Roberta Lewandowskiego, natychmiast ruszyły spekulacje, czy Holender planuje znów nałożyć koszulkę Bayernu. Sam zainteresowany równie szybko plotki zdementował. Ale dopytywany, czy zamierza wznowić karierę w innej drużynie, nie zaprzeczył.
Już wcześniej brazylijskie media informowały, że otrzymał ofertę z Botafogo. Można było przypuszczać, że jak większość zawodników zbliżających się do czterdziestki wybierze jakiś egzotyczny kierunek. Miejsce, w którym dobrze zarobi, będzie odcinać kupony od sławy, cieszyć się słońcem i życiem. Tymczasem podpisał kontrakt z klubem, z którego wyruszył w wielki świat.