Prognozy Pekao należą obecnie do najbardziej optymistycznych. Spodziewacie się wzrostu PKB w tym i w przyszłym roku o sporo ponad 5 proc. To w zasadzie oznaczałoby powrót na taką ścieżkę wzrostu, jakiej można było oczekiwać przed pandemią. Na ile realizacja tego scenariusza uzależniona jest od dalszego przebiegu pandemii?
Zakładamy, że jesienią będzie czwarta fala epidemii Covid-19, ale nie będzie skutkowała takimi restrykcjami, żeby mogły wykoleić ożywienie. Każda kolejna z dotychczasowych rund antyepidemicznych restrykcji mniej uderzała w aktywność ekonomiczną i skutkowała mniejszym spadkiem mobilności ludności. Wynikało to z tego, że inaczej niż wiosną 2020 r. nie zamrażano całej gospodarki. Ograniczenia były bardziej wycelowane, dotyczyły tych rodzajów działalności, w których kontakty międzyludzkie są najczęstsze. No i najważniejsze, co nie znaczy, że dobre, ludzie inaczej reagowali. Spodziewamy się, że jesienią będzie podobnie. Poligonem doświadczalnym będą Wielka Brytania, Izrael i Hiszpania, czyli te kraje, gdzie wariant delta już teraz prowadzi do wzrostu zachorowań na Covid-19. Na razie wygląda na to, że zerwany został związek między zachorowaniami a zgonami, co pokazuje, że szczepionki są dość skuteczne. To właśnie pozwala oczekiwać, że nawet jeśli kolejna fala zachorowań w Polsce będzie wysoka – a na to wskazują modele matematyczne – nie będzie miała dewastującego wpływu na gospodarkę.
Spodziewasz się, że będzie trzeba znów zamknąć szkoły? To nie ma bezpośredniego i szybkiego przełożenia na koniunkturę w gospodarce, ale będzie miało długofalowe negatywne konsekwencje.
Nie sądzę, żeby zamykanie szkół było konieczne. Dzieci powyżej 12. roku mogą się szczepić, nauczyciele też mogli. W szkołach nie będzie zbyt wielu osób, które trzeba chronić przed zakażeniem, bo sami się ochronić nie mogą.
Od pewnego czasu zastrzegacie, że fala rewizji prognoz, która ruszyła na dobre w maju, już się skończyła. Jak to rozumieć? To jest zapowiedź, że za chwilę trzeba będzie te prognozy ciąć?