Gdyby patrzeć na rynki wschodzące jedynie z perspektywy indeksu MSCI Emerging Markets, to można by uznać, że 2021 rok jest dla nich kiepski. Indeks ten znalazł się przecież w końcówce lipca niżej niż na koniec 2020 r., a od początku stycznia do piątku wzrósł o zaledwie około 1 proc. A przecież wiele indeksów z rynków wschodzących w ostatnich miesiącach dawało dobrze zarobić inwestorom. Saudyjski Tadawul zyskał prawie 30 proc., rumuński BET blisko 20 proc., rosyjski RTS prawie 20 proc., polski WIG20 blisko 15 proc., indyjski Sensex też prawie 15 proc. Na plusie od początku roku są też indeksy takich dużych rynków jak Brazylia, Indonezja czy Korea Płd. Spośród znaczących indeksów z rynków wschodzących straciły od początku roku tylko indeksy z Chin, Hongkongu, Malezji, Turcji oraz Egiptu. Akcje chińskie stanowią jednak około jedną trzecią MSCI Emerging Markets. Gdy więc w Szanghaju i Hongkongu doszło do panicznej wyprzedaży, to papiery spółek z Państwa Środka ciągnęły w dół cały indeks. Tymczasem wyłączający Chiny indeks MSCI Emerging Markets ex China wzrósł od początku roku o ponad 10 proc. Można więc powiedzieć, że Chiny mocno zaburzają postrzeganie rynków wschodzących przez inwestorów. Być może nadszedł czas, by były traktowane jako rynek odrębnej kategorii?
Zbyt wielcy do ominięcia
– Nie ma sposobu na to, by jakikolwiek globalny inwestor ignorował Chiny, o ile nie dojdzie do kompletnego embarga wprowadzonego przez rząd USA – stwierdził w rozmowie z Bloomberg TV Mark Mobius, założyciel firmy Mobius Capital Partners, uznawany za „guru rynków wschodzących".
Nawet w ostatnim tygodniu lipca, czyli w okresie panicznej wyprzedaży na giełdach w Chinach i w Hongkongu, ETF inwestujące na rynku chińskim przyciągnęły 975 mln USD. Trafiło tam więcej niż do funduszów inwestujących na innych rynkach rozwijających się. Być może część z tych inwestorów chciała kupować „na dołkach", ale swoje zrobiło też pewnie pasywne inwestowanie. Chiny dużo ważą w indeksach, więc przyciągały pieniądze mimo przeceny.
Dane Instytutu Finansów Międzynarodowych (IIF) mówią, że chińskie akcje przyciągnęły w czerwcu 2021 r. 5,2 mld USD kapitału zagranicznego, po tym jak w maju napłynęło do nich 11,3 mld USD, w kwietniu 13,5 mld USD, w marcu 3,8 mld USD, w lutym 7,8 mld USD, a w styczniu 6,2 mld USD. To jednak bardzo niewiele w porównaniu z amerykańskim rynkiem akcji, który doświadcza największego napływu kapitału zagranicznego od 1992 r. W pierwszym półroczu napłynęło tam około 600 mld USD netto. O ile amerykańskie indeksy giełdowe biją rekord za rekordem, o tyle chińskie prezentują się w tym roku słabo na tle regionu oraz rynków wschodzących. Mocno przyczyniły się do tego działania chińskich regulatorów, którzy niedawno m.in. próbowali storpedować ofertę publiczną spółki Didi Chuxing („chińskiego Ubera"), nakładają różne obostrzenia na koncern Tencent i wprowadzili przepisy praktycznie uniemożliwiające prywatnym firmom edukacyjnym osiąganie zysków. To skłania inwestorów do ostrożności.