W Polsce trwa właśnie sezon wynikowy. Jakiego typu spółki zwróciły pana uwagę?
Warto na pewno odnotować kontynuację pozytywnej dynamiki wzrostu wyników w sektorze bankowym. Zdecydowana większość tego typu firm pokazała solidne wyniki, zaskakując pozytywnie w zakresie kosztów ryzyka, które okazały się dużo niższe, niż szacowaliśmy na przełomie lat. Dwa poprzednie kwartały pokazały spadek kosztów ryzyka właściwie do poziomów sprzed pandemii, co uwidacznia siłę zarówno klientów indywidualnych, jak i przedsiębiorstw. Zaskakuje nie tylko brak problemów ze spłatami kredytów, ale także zwyżki wolumenów udzielanych kredytów hipotecznych oraz gotówkowych rzędu kilkudziesięciu procent w porównaniu z poprzednim rokiem. Nie widać zatem, by Polacy wstrzymywali się z konsumpcją, co jest dobrym sygnałem dla gospodarki. Z drugiej strony istnieją obawy, czy dojdzie do silnego odreagowania popytu firm na kredyty. Pierwszym powodem jest nagromadzenie gotówki na bilansach spółek, przez które zapotrzebowanie na kredyt nie jest teraz wysokie, a drugim niepewność polityczna, przez którą firmy wstrzymują się z inwestycjami.
Na przyszły rok dostrzegam kilka czynników ryzyka, jeśli chodzi o popyt na kredyty hipoteczne. Prawdopodobnie dojdzie do podwyżek stóp procentowych. Nie będzie to jednak czynnik decydujący, bo raczej nie będą to istotne zmiany. Większym zagrożeniem są potencjalne zmiany legislacyjne dotyczące rynku nieruchomości. Takich pomysłów jest kilka, np. podatek katastralny czy też zmiany w rozliczaniu amortyzacji dla wynajmujących mieszkania. Na razie nie wiadomo, czy te pomysły wejdą w życie, jednak mogłyby przełożyć się na spadek popytu na kredyty hipoteczne w kolejnych latach. Bardziej pozytywnie powinien kształtować się popyt na kredyty gotówkowe.
Z innych gałęzi gospodarki uwagę przykuwa przemysł, który raportuje bardzo dobre wyniki. Był to skutek silnych zwyżek cen produktów. W większości spółek przemysłowych w wynikach prawie nie było widać problemów pandemii.
Czy tu też dostrzega pan jakieś ryzyko?