Za nami jeden z najlepszych miesięcy na GPW w ostatnich latach. Miesięczna stopa zwrotu indeksu WIG20 (+12,22 proc.) jest trzecim najlepszym wynikiem w ostatnich dziesięciu latach. Wynik wygląda jeszcze bardziej imponująco, jeśli zestawimy go z 2,2-proc. spadkiem amerykańskiego S&P 500 czy z 3,75-proc. spadkiem niemieckiego DAX. Gdy jednak przyjrzymy się głębiej zachowaniu krajowych indeksów, wnioski nie są już tak optymistyczne. Ubiegłomiesięczny imponujący wzrost dotyczył wyłącznie dużych spółek, wynik chociażby mWIG40, +4,68 proc., nie jest już tak imponujący, chociaż na pewno przyzwoity. Wzrost małych spółek o 0,85 proc. mówi sam za siebie. Widoczne jest, że za wzrosty odpowiedzialni są wyłącznie inwestorzy zagraniczni, w których ocenie ryzyko inwestycyjne w naszym kraju wyraźnie spadło w kontekście wyniku wyborów.
Najważniejsze pytanie, które nasuwa się w kontekście październikowych wzrostów, to czy było to zdarzenie jednorazowe, spowodowane niską wyceną indeksu na starcie i pozytywną reakcją na wybory parlamentarne, czy też był to początek szerszego trendu. Jest oczywiście nieco za wcześnie na wiążące oceny, ale początek miesiąca nie przynosi optymistycznych wzrostów. Jeśli w październiku WIG20 zyskiwał wbrew otoczeniu na rynkach zagranicznych, to w listopadzie po wyraźnej poprawie nastrojów na rynkach krajowy indeks blue chips zachowuje się dość neutralnie, podobnie zresztą jak reszta rynku. Bardziej istotna w tym świetle wydaje się sytuacja techniczna indeksu, który doszedł do testowanego już raz w tym roku bez powodzenia poziomu 2200 punktów. Dodatkowo indeks wydaje się być nieco wyprzedany, a poprawa nastrojów na rynkach bazowych może być po prostu pretekstem do realizacji zysków.
Poprawa nastrojów na rynkach bazowych związana jest oczywiście z ostatnim posiedzeniem FOMC, którego wyniki poznaliśmy 1 listopada. Brak podwyżki nie był tutaj oczywiście zaskoczeniem, ale w połączeniu z dużo bardziej miękkim, niż miało to miejsce we wrześniu, wydźwiękiem konferencji prasowej skłonił rynki do interpretacji, że cykl podwyżek został de facto zakończony. W tym miejscu pierwszy chyba raz byłbym skłonny przyznać rynkowi rację, nieznaczne ochłodzenie w gospodarce amerykańskiej, co prognozują ostatnie dane, wraz z silnymi wzrostami rentowności obligacji w ostatnich tygodniach (co wraz z dotychczasowymi już podwyżkami znacząco zaostrzyło warunki kredytowe w gospodarce USA) nieco legitymizują ten scenariusz. Fed pozostawił sobie oczywiście otwartą furtkę, ale statystycznie powrót do podwyżek wydaje się teraz mało prawdopodobny.