Takimi powinny być strategie spółek, takimi też powinny być decyzje RPP. Patrząc jednak na to, co dzieje się od momentu wrześniowego posiedzenia RPP, ciężko jej działania oddzielić od zbliżających się wyborów.

Spodziewano się cięcia stopy referencyjnej o 25 pb., chociaż inflacja w sierpniu utrzymała się powyżej 10 proc. Tymczasem RPP zupełnie niespodziewanie obniżyła stopy o 75 pb., chociaż we wcześniejszej komunikacji wykluczano raptowne ruchy. Tłumaczenie tego ruchu w komunikacie było co najmniej dziwne, bo taka decyzja przecież wcale nie pomaga sprowadzić inflacji do celu ani nie umacnia złotego. Wręcz przeciwnie – w dniu decyzji złoty stracił po blisko 2 proc. w relacji do euro i dolara.

Później było tylko gorzej, bo konferencja prezesa NBP wcale nie uspokoiła sytuacji. Nie wykluczył on dalszych obniżek stóp. W komentarzach twitterowych przewijały się nawet ironiczne stwierdzenia, że cel inflacyjny został nieoficjalnie podniesiony do 5–10 proc. Co prawda NBP może interweniować na rynku, ale umówmy się, że efekt interwencji trwa zwykle chwilę albo po prostu jest to kosztowne. Po decyzji RPP miała miejsce słowna interwencja prezesa PFR, który też zwrócił uwagę, że RPP powinna patrzeć na kondycję złotego, podejmując kolejne decyzje o stopach. Złotemu nie sprzyja też oczywiście kolejna podwyżka stóp przez EBC. Abstrahując od zupełnie innego spojrzenia EBC czy Fedu niż to prezentowane przez RPP, obniżka stóp w Polsce przy podwyżce w strefie euro powoduje, że koszt gry na osłabienie złotego jest niższy. Taniej można pożyczyć złote i zamienić je na euro, a spread oprocentowania uległ zawężeniu.

Patrząc na zawirowania, jakie decyzja RPP wprowadziła na rynku walutowym i, z dużym prawdopodobieństwem, wprowadzi w danych o inflacji (słabszy złoty, tańszy kredyt plus wysoka cena ropy niewidoczna jeszcze w inflacji przez oddawanie marży przez Orlen przed wyborami), można się zastanawiać, czy aby na pewno to politycznie ma jakiś sens. Może faktycznie chodzi o obronę wzrostu gospodarczego i osłabienie złotego celem wzrostu konkurencyjności eksporterów. Era niskich kosztów pracy i taniej energii w Polsce już się kończy. Niemiecki przemysł jest w słabej kondycji. Być może chodzi tu o obronę wzrostu gospodarczego. Tyle tylko, że inflacja jest dużo poważniejszym zagrożeniem. Jerome Powell mówił, że większym zagrożeniem jest nadmierna uporczywa inflacja niż recesja, bo z niej łatwiej jest wyjść. Warto, żeby RPP miała to też na uwadze, podejmując decyzję o obniżce stóp o 75 pb. przy inflacji przekraczającej 10 proc.