Wspólna rada rynkowych weteranów dla inwestycyjnych nowicjuszy sprowadza się do słowa: dywersyfikacja. Chcesz spokojnie i stabilnie pomnażać kapitał? Nie wkładaj wszystkich jajek do jednego koszyka, bo trudno będzie odrobić stratę większości kapitału.

Tę radę można powtarzać jak mantra, a i tak się nie znudzi, gdyż negatywne konsekwencje kolejnych inwestycyjnych afer de facto sprowadzają się do tego, że zaangażowanie niedoświadczonych osób było zbyt duże. Gdyby było na bardziej racjonalnym poziomie, tragedii by nie było, choć oczywiście niesmak by pozostał. Co innego jednak być zdenerwowanym, a co innego „spłukanym”. Gorszy nastój prędzej czy później przeminie, ale pusty rachunek ponownie już sam z siebie nie urośnie.

Dywersyfikacja jest więc szczególnie pożyteczna dla przeciętnego Kowalskiego i powinna być jednym z jego nadrzędnych wentyli bezpieczeństwa. Oznacza ona potrzebę rozłożenia portfela na wiele różnych i najlepiej ze sobą nieskorelowanych aktywów. W tym momencie pojawia się jednak pewien problem. Otóż historycznie najprostszy zdywersyfikowany portfel składał się z akcji i obligacji, ewentualnie miał też domieszkę metali szlachetnych. Korelacja pomiędzy tymi aktywami w ostatnich latach nie była duża, a nierzadko w kluczowych momentach była ujemna. Powodowało to, że straty z akcji „łagodzone” były zyskami z obligacji i od czasu do czasu także metali szlachetnych. Portfel spełniał więc swoje zadanie.

W minionym roku się to zmieniło. Szczególnie widać to po wzroście korelacji pomiędzy akcjami i obligacjami. Te dwie główne i najważniejsze klasy aktywów zachowywały się tak samo, czyli w okresie wzrostu awersji do ryzyka traciły, a lepszy klimat oznaczał zwyżki cen w obu segmentach. Z punktu widzenia portfela taka sytuacja nie jest korzystna, gdyż przy silnej dodatniej korelacji nie ma tradycyjnych korzyści z dywersyfikacji.

Początek tego roku przyniósł wręcz szampańskie nastroje, ale opisany powyżej problem budowniczego portfela nie zniknął. Większość klas aktywów w styczniu jechała na jednym i tym samym wózku napędzanym oczekiwaniami co do kosztu pieniądza. Korelacja utrzymała się na silnie dodatnim poziomie. Do comiesięcznego raportu z amerykańskiego rynku pracy wszyscy więc balowali, a po nim wszyscy mieli kaca. To przestroga i nauczka, że budowniczy portfela niekoniecznie musi poprzestać na tradycyjnych klasach aktywów. Można bowiem wciąż znaleźć aktywa, dla których współczynniki korelacji pozostały na pożądanych poziomach. Mowa przykładowo o strategiach podążających za trendem czy aktywach opartych na zmiennym kuponie. Warto jednak przy tym utrzymać swoje oczekiwania na wodzy. Dywersyfikacja nie jest bowiem panaceum na wszystkie inwestycyjne bolączki. Z pewnością jednak poprawia jakość snu, który mimo burzliwych czasów może pozostać względnie spokojny.