Wzrosty na giełdach w Hongkongu i Europie zostawiają daleko w tyle USA, amerykańska technologia pozostaje słaba (co zresztą w części tłumaczy układ relatywnej siły na świecie), GPW zalicza się do ścisłej globalnej czołówki. Jak można się było w tej sytuacji domyślić, w prasie nagminnie zaczęły pojawiać się już nawoływania do tego, by w 2023 r. porzucić rynek amerykański na rzecz „reszty świata”. Nie bez znaczenia jest tu na pewno fakt, że na tyle, na ile jest to możliwe w obliczu prawdziwego przełomu w danych inflacyjnych i oczekiwań, że CPI w styczniu spadnie w USA do okolic 6,5 proc. r./r., członkowie FOMC robią wszystko, by nie dopuścić do rynkowej euforii, podnosząc stale poprzeczkę dla punktu, w którym zakończy się cykl podwyżek (M. Daly sugerowała w poniedziałek, że być może powyżej przedziału 5,00–5,25 proc.). Tłumaczenie tego zjawiska w całości Fedem ma jednak tę słabość, że starania nie przynoszą skutków na rynku długu (na razie).

Skłania to jednak do zadania podstawowego pytania – jeżeli cały świat korzysta z tego, że podwyżki w USA mają się niedługo zakończyć (oraz wiążącego się z tym faktem osłabienia dolara), czemu na razie nie robią tego amerykańskie spółki wzrostowe, które okazały się jedną z najpoważniejszych ofiar zacieśnienia? Jedną z prostych odpowiedzi jest zapewne to, że przełom roku należy do Chin, które na początku IV kwartału były niewiarygodnie wyprzedane, a lokalny sektor IT wciąż może zaoferować inwestorom wyceny zawierające olbrzymie dyskonto względem amerykańskiego. Sam fakt, że Alibaba mogła w ciągu miesiąca wzrosnąć o ponad 20 proc., wydaje nam się jednak zwiastunem szerszego ruchu.

Nie da się oczywiście przewidzieć dokładnie, kiedy siła szerokiego rynku może przerodzić się w odbicie jego najbardziej wyprzedanej części, ale ten moment wydaje nam się bliski. Uważamy, że katalizatorem może stać się już rozpoczynający się za chwilę sezon wyników za IV kwartał. Oczekiwania odnośnie do technologii rewidowane były na przestrzeni kwartału znacznie silniej niż odnośnie do całego S&P 500 (o około 10 proc.), tymczasem olbrzymia słabość dolara daje naszym zdaniem pole do pozytywnych niespodzianek w sektorze, który olbrzymią część zysków osiąga poza granicami USA.

Jak kilkakrotnie sugerowaliśmy, kapitulacja akcji Tesli (które są naszym zdaniem w okolicy dołka) ma szansę okazać się zwiastunem punktu zwrotnego dla całej grupy spółek – tych, które za sprawą silnych podwyżek stóp wymazały w 2022 r. 60–80 proc. swojej kapitalizacji. Dla jasności, nie przewidujemy, że w nowej hossie to one ponownie będą liderem, ale już w horyzoncie dwóch–trzech kwartałów jak najbardziej widzimy w nich czarnego konia wyścigu, w którym już prawie nikt na nie nie stawia.